niedziela, 3 listopada 2019


Szepty przeszłości …

Na nowej podstronie POWIEŚĆ są fragmenty powieści, którą mam nadzieję, skończę któregoś dnia...


poniedziałek, 21 października 2019

Każda pasja to miłość, Każda miłość to pasja 💝

XX Festiwal Cyrku Zalewski 2019

„Choć nikt nie może cofnąć się w czasie i zmienić początku na zupełnie inny, to każdy może zacząć dziś i stworzyć całkiem nowe zakończenie”.

Z adziwiająco
A stralno
L iryczny
E wenement
W spaniałej
S ztuki
K olorowania
I stnienia

Od ponad dwudziestu lat, pod koniec sezonu, w Warszawie odbywa się Międzynarodowy Festiwal Sztuki Cyrkowej. W tym roku mamy XX, Jubileuszowy Festiwal z udziałem wielu wspaniałych Artystów, który możemy podziwiać do 3 listopada 2019 roku.

Wybrałam się na ten Festiwal 12 października na 18.00 i nie był to przypadkowy termin. Umyślnie zdecydowałam się na godzinę późno popołudniową, aby móc pobyć w cyrku po zachodzie słońca „w towarzystwie” ciepłego oświetlenia, które tworzy iście bajeczną aurę wokół cyrku i sprawia, że jeszcze mocniej czuję tą niesłychanie eteryczną atmosferę tego cudownego miejsca. Duża, biało czerwona katedra króluje na środku placu przy ulicy Górczewskiej. Wokół katedry stoją starannie ustawione auta należące do taboru cyrkowego, a z przodu, przy wejściu, znajduje się kasa. Wszystko to otoczone jest od frontu białym, gustownym płotkiem z górującym nad nim oświetleniem. Od kasy do samego wejścia rozłożony jest czerwony dywan, który niejako wyznacza drogę do Cyrku. Wokół pełno jest kwiatów, które wspaniale uzupełniają i zdobią to nieduże festiwalowe miasteczko. Całość jest wprost majestatyczna, szczególnie po zmroku, kiedy lampy oraz girlandy świetlne zaczynają rozpościerać swój blask i otulać swoim lśnieniem.
Dzięki uprzejmości dyrekcji mogłam wejść pod namiot dużo wcześniej i spędzić trochę czasu w pustym, niemal całkowicie cichym cyrku, gdzie czas staje w miejscu, gdzie nie liczy się świat zewnętrzny, gdzie wszystko ma swój mistyczny charakter, gdzie wrażliwość jest dopieszczona feerycznym splotem wszechobecnych bodźców, a wyobraźnia rozwija skrzydła.

Kilkanaście minut przed 18.00 Katedra zaczęła się wypełniać przybyłymi gośćmi. Dzieci, młodzież oraz dorośli, wszyscy zaaferowani byli znalezieniem dobrych miejsc, a ja zatopiona w swoich myślach, czekałam na rozpoczęcie programu. W końcu na arenie pojawili się Aneta i Kamil Zalewscy oraz Maciej Najmowicz. Wszyscy troje, przepięknie ubrani, przywitali serdecznie zgromadzoną publiczność i zaprosili na, jak się okazało i czego można było się spodziewać, przepiękny program festiwalowy.

Na arenie Cyrku Zalewski pojawili się nie tylko Artyści, którzy występują regularnie w tym sezonie, ale również goście z zagranicy: Grupa Haraldos z Czech, Grupa Deiman z Ukrainy oraz Crazy Wilson z Kolumbii.

Niezmiennie zabawny Tonito bawił publikę do łez za każdym razem, kiedy zjawiał się na arenie, lub gdzieś wśród publiczności. Stefania, która towarzyszyła mu w trakcie Quick Change czarowała swoim wdziękiem i urodą oraz lekkością z jaką poruszała się po arenie. Równie urocza i utalentowana Vera zaprezentowała antypody. Georgio i jego diabolo to istny, krążący po arenie, wulkan energii, który wzbudza wiele emocji. Spiderman, czyli Maciej Najmowicz i jego akrobacje na sztrabatach, to kolejny świetny występ, jaki możemy podziwiać w czasie całego show. The Flyin’ Michaels zachwycają w swoim pokazie latających trapezów dawkując wybitne przeżycia.

(Szczegółową recenzję występów tych Artystów można znaleźć w mojej ostatniej recenzji z Cyrku Zalewski na tymże blogu. Zachęcam do lektury.)

Jak, wcześniej już wspomniałam, na Festiwalu pojawili się również goście specjalni z Czech, Ukrainy oraz Kolumbii.

Pozwolę sobie zacząć od występów, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Pierwszym z nich by pokaz koni, który zaprezentował Michał. Takiego pokazu jeszcze nie widziałam. Poezja. Wspaniała interakcja między młodym Artystą a jego końmi była wyczuwalna w najdalszym zakątku katedry cyrkowej. Eteryczna muzyka, melancholijny „taniec”, refleksyjne spojrzenia i niemal nieuchwytny kontakt fizyczny Artysty i jego pięknych koni zbudował wykwintny występ. Ten sam Artysta i jego przyjaciele z grupy Haraldos w drugim wyjściu zaprezentowali dżygitówkę i ten występ również bardzo mi się podobał. W tym przypadku było żywiołowo, szybko ale radośnie i nadzwyczajnie. Z przyjemnością oglądało się ten numer i żal było, kiedy Artyści opuścili arenę.

Kolejnymi gośćmi na Festiwalu była grupa Demian z Ukrainy. W pierwszym wyjściu zaprezentowali oni akrobacje na huśtawce i było to niesamowicie spektakularne. Ciekawe, efektowne figury, dynamika, lekkość, precyzja to tylko niektóre walory tego widowiskowego numeru. Drugim ich występem były reki i ten pokaz był równie interesujący. Tym razem można było podziwiać tylko czterech Artystów, którzy w swobodny, a zarazem wyszukany sposób prezentowali swój numer. Występ euforyczny i pełen temperamentu podobał się publiczności.

Ostatnim, wieńczącym występem było Koło Śmierci i Crazy Wilson. Artysta z Kolumbii zaprezentował wybitne show z typowym, południowo-amerykańskim charakterem. Crazy Wilson wykonał wiele trudnych i niebezpiecznych numerów na kole, co sprawiło, że adrenalina wzrastała do maksimum, przerażenie mieszało się z zachwytem, a od czasu do czasu zamierał dech na widowni. Artysta prezentuje bezkompromisowy styl – albo wszystko, albo nic. Emocje gwarantowane.

Po ostatnim występie na arenie pojawili się ponownie Aneta i Kamil Zalewski oraz ich prześliczna córeczka, którzy w przemiły sposób podziękowali wszystkim za przybycie i tradycyjnie zaprosili na kolejny Festiwal w 2020 roku. Oczywiście na arenie nie zabrakło również Artystów, którzy wyszli pożegnać się z publicznością i podziękować za wspólną zabawę….. 
Ten moment, choć smutny, jest jakiś wyjątkowy. Chwila pełna emocji. Komplet wrażeń. I znowu szklane oczy, łzy powoli spływające po twarzy…….

Tradycyjnie, cyrk pustoszeje, muzyka milknie, głosy się rozmywają, ale światła jeszcze nie gasną, jeszcze „żyją” i nie pozwalają zapomnieć….

„Czasem wyczarowanie niezwykłego dnia wymaga jedynie drobnej zmiany w jego odbiorze”
❤❤❤

poniedziałek, 23 września 2019

Ooopsss...dawno tu nie byłam 👀

Nie wiem, czy nie było czasu. A może brak weny? A może lenistwo?
Nie, lenistwo nie. To nie moja bajka.....hmmm….co nie znaczy, że czasem lenia nie mam, bo mam, ale nie do pisania. Bo to jedna z moich pasji 😉

Od ostatniego wpisu tyyyle się działo. 
Książki cyrki, wakacje, nowy rok szkolny, wycieczki rowerowe, spotkania, a to oznacza mnóstwo zdjęć, jeszcze więcej wspomnień i radość w ❤, bo ja to taka sentymentalna jestem. No!

Się działo i dziać się jeszcze będzie, ponieważ przede mną kilka fajnych "spraw" do ogarnięcia (jak to się teraz fachowo/modnie mówi). 

A dziś zaczęła się jesień. Jest tak pięknie i słonecznie i ciepło i miło i przytulnie 😊
Nie wiem, czemu ludzie nie lubią jesieni? Przecież ona też jest piękna, ale trzeba na nią spojrzeć z tej dobrej strony 😉 
No i co z tego, że pada deszcz? Ze niby wiosną i latem nie pada?
No i co z tego, że wieje wiatr? Ze niby wiosną i latem wiatrów nie ma?
Jest zimno?? I co z tego 😁 Przecież są te mięciusie polary, kocyki i te cudne kolorowe, frotowe skarpetunie z oczami, albo uszami i od razu robi się radośnie. I szybciej robi się ciemno, a to znaczy, że można palić tealighty w całym domu i się robi tico-romantico 😍 I te pyszne, gorące herbaty w ogromnych kubełkach z cytryną na wierzchu... 
A szeleszczące, kolorowe, suche liście pod stopami, a grzyby w lesie, a, a, a ….. 

A może wreszcie zabiorę się uczciwie za książkę, której treść chodzi mi po głowie, tylko muszę ją przelać na papier? A może zapiszę się w końcu na pole-dance, o którym marzę od dłuższego czasu (czyt. około 2 lat ...…. i tak się przymierzam jak szczerbaty do suchara - bo nie pasuje, bo nie dla mnie, bo co ludzie powiedzą 👀) ? A może uwierzę wreszcie na 100% w siebie? A może uszyję w końcu tą małpkę? A może spełnię marzenie o zobaczeniu cyrku zimą?
A może przestanę myśleć, tylko zacznę działać?
Przecież marzenia się spełnia, tak?
Ponoć tak!
A mi się spodobało spełnianie marzeń 😊

Każdemu, Kto to przeczyta życzę nie tylko miłego dnia, ale i miłej jesieni, i miłego życia.

Kocham Cię Zycie 💝

Twoja Aga 😘



piątek, 26 lipca 2019

Cyrk na głowie, …. czyli jak to się wszystko zaczęło 😉

Gdy pada pytanie o historię cyrku możemy cofać się w przeszłość tysiące lat wstecz i iść od Knossos, przez Chiny, Egipt, Grecję, Rzym. Potem, w Europie, spotkamy kuglarzy, grupy wędrowne, średniowieczne jarmarki i karnawały, aż docieramy do pewnego sławnego Anglika - Philipa Astley'a, który to uważany jest za pierwszego twórcę cyrku nowożytnego. A było to w roku 1768.
Pewnie, gdyby nie ten pomysłowy Anglik, byłby Ktoś inny. Ale był On, i Jego chwalmy 😉



Ale, umówmy się, dziś popiszemy o cyrku nowożytnym, ale w Polsce, bo i u nas taki był.

Mało jest literatury, która poświęcona jest cyrkowi, a przede wszystkim jego historii, która, jak już zdążyłam się zorientować, jest niebywale bogata i niezwykle interesująca.

Ok, do rzeczy. To jak to było w tej naszej Polsce?? 👀
Można śmiało powiedzieć, że wszystko zaczęło się od ………… nosorożca.
Też byłam zdziwiona.
Ten nosorożec, owego czasu - a dokładnie za panowania Augusta III, był obiektem wielkiego zainteresowania Warszawiaków, którzy codziennie przychodzili podziwiać zwierzaka i karmili go, czym tylko mogli. A zwierz, ogromny i łakomy, jadł wszystko i w każdych ilościach. Aż pewnego dnia, dostał bułkę nadzianą żelaznymi opiłkami, którą oczywiście chętnie zjadł i był to, niestety, jego ostatni posiłek. Smierć nosorożca dostarczyła gapiom wiele emocji, a co za tym idzie, stało się to zaczątkiem, ba pomysłem, na stworzenie miejsca, gdzie ludzie będą mogli przychodzić i ekscytować się cierpieniem/szczuciem zwierząt. Na taki pomysł (na wzór Wiedeńskiej "szczwalni") wpadł pewien ex-dworzanin, August Engelman, który w 1776 roku przedstawił swój pomysł na, jakże "genialny", interes i tak w roku 1782 roku przy zbiegu ulic Chmielnej i Brackiej stanął wielki, drewniany kolos, który pełnił funkcję cyrku, a nazywał się Hecą (lub "szczwalnią").



Ta nazwa "cyrk" jest tutaj umowna, bo nie wiem, czy Ktoś wie, ale w tamtych czasach nie funkcjonowało słowo "cyrk".
To znaczy istniało ono, ale nie znaczyło cyrk jako cyrk, ale cyrk, czyli fryzura (warkocz opleciony dookoła głowy). Trochę mnie to bawi i sama bym sobie dziś uczesała cyrk na głowie, ale mam jeszcze za krótkie włosy. Póki co, starczy mi ich może na kasę cyrkową 😉

No dobrze, to mamy już budynek, gmach, czy jak tam zwano tą budowlę.
I co tam się działo?? 👀
Na początku były tam "pokazy" zwierząt. Oczywiście były one brutalne (coś na wzór polowania) i nijak się mają do dzisiejszego cyrkowego pokazu czworonogów, ale teraz mówimy o tym co było ponad 200 lat wstecz i skupmy się na tym.
Tak, ludzie fascynowali się taką rozrywką i chętnie przychodzili do Hecy ("szczwalni"). Widownię stanowili i biedacy (oni mieli gorsze miejsca oczywiście) i ludzie z tzw. wyższych sfer. Widowisko można było "podziwiać" w niedzielę i święta. I tak to trwało kilkanaście lat. Od czasu do czasu "show" wzbogacano pokazem sztucznych ogni.
W 1795 roku zlikwidowano "interes". Był to okres III rozbioru Polski, pruska okupacja i ludzie mieli dość widoku przelewanej krwi. Przyszła moda na radość - karuzele, szlichtady, reduty, sztuczne ognie. I dlatego też w Hecy hasali konno wytworni kawalerowie i demonstrowali turniejowe ewolucje. A zwierzęta, które niegdyś były w "szczwalni", zostały przeniesione do menażerii (i tu jest ciekawa historia Ackena i Dintera - ale o tym może kiedy indziej 😉).

I przyszedł czas na pana o imieniu Jordaki, a nazwisku, Kuparentko 😄
"Z pochodzenia Rumun, z serca był rodowitym warszawiakiem".
No i o co chodzi z tym Jordakim/Jordakiem/ (nie wiem, jak odmienić to imię 😟)??
Ten Jordaki był po troszku aktorem, po troszku malarzem, po troszku żebrakiem i tak pewnego dnia trafił do trupy akrobatów, gdzie spotkał piękną Kolterównę (córkę samego antreprenera - właściciela cyrku), zakochał się w niej (z wzajemnością), ożenił się z nią i stał się częścią "cyrku". W 1801 roku trupa Kolterów trafiła do Warszawy, gdzie dzierżawili Hecę i tam organizowali pokazy dla Warszawiaków. Sam Jordaki spacerował po linie, ale gdy w 1804 roku uległ wypadkowi (spadł z liny i złamał nogi) teść stracił dla Niego sentyment, żona się odkochała i Jordaki został sam w Warszawie. Próbował świat zawojować latając balonem, ale nie wyszło mu to do końca, tak jakby chciał, więc kiedy kolejny właściciel Hecy uciekł od żony, ten "zakręcił się" koło samotnej kobiety. Zatroszczył się nie tylko o Nią, ale również o to, co jej pozostało (całe dobrodziejstwo inwentarza: puste klatki, konie, materiały pirotechniczne) i tak w roku 1808 został samodzierżawcą na warszawskim cyrku. Rządził i odnosił sukcesy przez kolejne 22 lata, aż do upadku powstania listopadowego.
Ten czas był dla Hecy niesamowicie "urodzajny". Bywanie w cyrku stało się niemal obowiązkiem towarzyskim. Warszawa wzorowała się na Paryżu. Budę na Brackiej trzeba było rozbudować, ponieważ niejednokrotnie nie mieściła wszystkich przybyłych gości.
Najsławniejsi Artyści w tym okresie to:
* Mahier - groteska napowietrzna
* trupa Chiarinich - trupa skoczków
* trupa Speltrinich - linoskoczkowie

Heca przyczyniła się niemal do całkowitego upadku teatrów, które bankrutowały jeden po drugim. Ale one, na wzór sztuki cyrkowej, zaczęły walczyć o widza.
Ale to już inna historia...

😘



poniedziałek, 22 lipca 2019

Cyrk Aleś - Hanka Lanikova 😊

Jakiś czas temu byłam w Cyrku Aleś, o czym, zresztą już wspominałam przy okazji pisania recenzji.
Była to jedna z najlepszych moich dotychczasowych wizyt w cyrku i cały czas miło wspominam ten czas, czekając niecierpliwie na kolejny sezon 😄



Ale, może od początku....
Zacznijmy od króciutkiej lekcji historii:

❤ Historia Cyrku Aleś sięga roku około 1880, kiedy to Jan Aleś (brat słynnego wtedy malarza - Mikolaśa Aleśa) założył Cyrk. 
Cyrk Aleś w erze socjalizmu był jednym z niewielu cyrków w byłej Czechosłowacji, który funkcjonował jako prywatne przedsiębiorstwo. 
W latach 90-tych cyrk ten, pod nazwą Arles, odwiedzał Polskę. 
Potem zmienił swoją nazwę, a od roku 2007 funkcjonuje pod nazwą Narodny Circus Aleś. Teraz Narodny Cyrk Aleś jeździ i występuje tylko na Słowacji. 
Obecnymi dyrektorami Narodny Circus Aleś są Antonin i Hana Aleśovci. Mają oni dwójkę dzieci - Antonin Jr, który zajmuje się m.in. tresurą tygrysów, oraz córkę, Hankę, która jest akrobatką, żonglerką, robi wyższą szkołę jazdy oraz, wraz z mężem, pokaz na kole śmierci ❤



Narodny Circus Aleś jest cyrkiem rodzinnym, gdzie główną rolę gra obecnie Rodzina Lanik, do której należy najwięcej numerów. Trupa Lanik składa się z 7 członków, a jednym z Nich jest, wspomniana wcześniej, Hanka.
Początki ich pracy w tymże cyrku sięgają roku 1998, kiedy to ojciec Hanki związał się z Artystką z Rodziny Lanik.
Sama Hanka Aleś, w 2008 roku, wyszła za mąż za Lukasa Lanika i wtedy mniej więcej zaczęła się jej "przygoda" na arenie z Family Lanik. Rodzina Lanik pracuje tylko w Cyrku Aleś, ale w okresie zimowym wyjeżdżają na tzw. "zimówki". Byli już m.in w Ulmer Weihnachtscircus, Wailblinger Weihnachtscircus, Reutlingen Weihnachtscircus. W tym roku będzie Ich można zobaczyć w Maintauber Weihnachtscircus.



Wracając do Hanki (nigdyś Aleś, dziś Lanikova) ….. jak już mówiłam, w tym sezonie można Ją oglądać na arenie, gdzie prezentuje wyższą szkołę jazdy, szkołę hiszpańską (jak to sama nazwała 😉 - a chodzi tu o tresurę kucyków), pokaz na kole śmierci. Oprócz tego, można Ją podziwiać w dwóch numerach grupowych - teeterboard oraz żonlgerka. I tutaj, muszę uczciwie przyznać, że najbardziej podobała mi się żonglerka. To był jeden z tych występów od których ciężko oderwać wzrok 😍
Byłam, i jestem, pod ogromnym wrażeniem tego, co działo się wtedy na arenie. Precyzja, fenomenalna współpraca, zwinność, a wszystko to pod dyktando świetnej muzyki. Wow!





W tytule tego posta wyraźnie widnieje Hanka Lanikova i dlatego też, zaraz poniżej, pojawi się króciutki "wywiad" z Artystką, która bardzo chętnie opowiedziała o swoim cyrkowym życiu i z radością zgodziła się na opublikowanie naszej rozmowy 😊



Hanka, dlaczego cyrk? Czy wyobrażasz sobie życie poza cyrkiem?
Nigdy nie miałam innego życia (o ile dobrze się zrozumiałyśmy, to Hanka jest 7 pokoleniem cyrkowców w rodzinie). Przyzwyczaiłam się do tego życia.
Lubisz to swoje cyrkowe życie, te ciągłe podróże?
Tak, kocham podróżować. To jest wspaniałe cyrkowe życie.
Który ze swoich numerów lubisz najbardziej?
Lubię naprawdę wszystko, ale moim ulubionym jest hiszpańska szkoła i koło śmierci 😊
Wyobrażasz sobie cyrk bez zwierząt?
Moja praca nie jest zależna od zwierząt, ponieważ mogę pracować tylko jako akrobatka. Ale cyrk bez zwierząt nie jest cyrkiem. A nasze cyrkowe zwierzęta są kochane.
Zgadzam się. Powiedz mi, proszę, czy musisz trenować każdego dnia?
Tak. Każdego ranka pracuję godzinę ze zwierzętami. Potem, 3 godziny trenuję akrobatykę.
A żonglerka? Domyślam się, że jest ciężka do nauki. Jak długo musiałaś trenować, aby móc wyjść na arenę?
Uczyłam się przez rok zanim wyszłam pierwszy raz z tym numerem na arenę. Zonglerka jest bardzo ciężka i nie można być zestresowanym w czasie występu 😉
Muszę przyznać, że bardzo przypadły mi do gustu wasze kostiumy do żonglerki. Mogę zapytać, Kto z Was jest autorem/pomysłodawcą tych kostiumów?
Dziękuję 😊 Kostiumy do żonglerki to mój pomysł.
Swietna robota 👍 Są fantastyczne.
Hanka, jakieś marzenia? A może Monte Carlo?
Nie, raczej nie. Nie jestem tak profesjonalną Artystką, jak Artyści w Monte Carlo. A marzenia …. hmmmm, moim marzeniem jest, aby moje dzieci mogły kontynuować pracę w cyrku ❤
Wspaniale. Tego Ci życzę 😊  
Czy zdarza Ci się czerpać inspiracje od innych Artystów?
Mam swoje własne pomysły. Ale lubię czasem zainspirować się innym Artystą.
Masz ulubionych Artystów?
Tak, mam. To Rodzina Faltyny. To mój wujek i oni wystąpili w Monte Carlo w 2015 roku. Mam jeszcze innych ulubionych Artystów i jest to Rodzina Casseli.
Czy już wiesz, kiedy kończycie sezon i w jakim mieście?
Niestety nie. Jeszcze jest za wcześnie. Ale sezon zazwyczaj kończy się w listopadzie.
Dziękuję Ci bardzo za poświęcony czas i miłą rozmowę. Zyczę Tobie i całej Twoje Rodzinie wszystkiego dobrego, samych sukcesów i tego, o czym Artysta marzy 😊
Dziękuję 😊

Wspaniale, że są tacy Artyści, dzięki którym można dowiedzieć się troszkę więcej o cyrku, niż od Cioci Wikipedi, czy Wujka Google. Jestem ogromnie wdzięczna, że są tacy, którzy chętnie opowiedzą "co-nie-co" o swoim życiu w cyrku. Cyrk to nie tylko namiot, loże, sektory czy kasy biletowe. Cyrk to przede wszystkim Ludzie, którzy tworzą świat, który zadziwia, fascynuje i czaruje codzienność 😊




czwartek, 18 lipca 2019

Co w głowie piszczy...

Często słyszę "życie jest pełne niespodzianek"...
Chyba każdy lubi niespodzianki, ale są też takie, które chętnie byśmy "zwrócili"....tylko, Komu??

Jak to jest, że jedno, jedyne zdarzenie tak bardzo potrafi wywrócić życie do góry nogami. Szkoda, że nie znam na nie odpowiedzi. Byłoby może łatwiej zrozumieć inne rzeczy. Szkoda, że nie uczą tego ani w przedszkolu, ani w szkole, ani nawet na studiach.


Są sytuacje, niby przypadkowe  - ale, czy aby na pewno?? czy naprawdę NIKT tym nie steruje?? - które prowadzą Nas w miejsca, gdzie prawdodobnie sami, z namysłu, byśmy nie dotarli. I tam znowu dzieją się rzeczy, o których nigdy byśmy nie pomyśleli. A te kolejne zdarzenia prowadzą dalej i dalej.....i czasami robi się "niebezpiecznie".

Życie jest jakieś "dziwne"...

Poznajemy ludzi, którzy tak nam zapadają w pamięć,serce, że wiemy, iż chcemy zawsze być jakąś tam częścią Ich życia. Może to być przyjaźń, znajomość, ale ważne, że COŚ jest 🙂
Są takie sekundy, kiedy nieumyślnie przyłapujesz Kogoś na tym, że Ci się przygląda (ten Ktoś myśli, że nie został przyłapany, że zdążył uciec wzrokiem 😁 - nie, nie zdążył) ..... i wiele z tych sekund zapomnisz po chwili, ale nie wszystkie i one siedzą w głowie i zadają Ci pytania. 

Są książki, które doczytujesz z ledwoscią do 30 strony i się poddajesz. Odkladasz na bok, tracisz chęć do czytania....ale tylko na chwilkę. Wracasz do półki, bierzesz inną książkę i po kilku chwilach nie ma Cię dla Nikogo  - przypalone ziemniaki, wygotowana woda w czajniku, 46 nieodebranych wiadomości, itp. ... 😉
Aktualnie czytam to: 

Są cyrki, gdzie siedzisz pod namiotem i nie rejestrujesz tego, co dzieje się poza Tobą, bo liczy się TYLKO magia tego cudnego miejsca ❤. Nagle Ktoś "klaszcze" i budzi Cię, a Ty wracasz do rzeczywistości, gdzie wszystko musi się zgadzać jak 2+2=4
Są też takie cyrki, gdzie czekasz i czekasz, aż Czary Mary zaczną działać ... i nic 🙁 Wtedy Ktoś wchodzi na arenę i mówi: Dziękujemy bla bla bla Zapraszamy za rok.
NEVER!

Czy istnieją zbiegi okoliczności?? 
Czy istnieją przypadki??

Tego nie wiem. Ale napewno istnieją niewytłumaczalne logicznie zdarzenia, które zmieniają nasze życie. 
A może wcale nie zmieniają?? 
Może tak właśnie miało być??
🤔

piątek, 12 lipca 2019

'cause I'm not perfect  … 👄



(…) Czy to nie przyjemnie, że jest tak dużo rzeczy, które jeszcze poznamy?
To właśnie sprawia, że ja się tak cieszę życiem …
Swiat jest taki ciekawy … nie byłby taki ani w połowie,
gdybyśmy wszystko o nim wiedzieli, prawda? (…) 😊

Lucy Maud Montgomery - "Ania z Zielonego Wzgórza"


❤   https://www.youtube.com/watch?v=cSW3BWjQTY8   ❤

Literatura - nowa stronka na blogu ❤


Jak już pisałam wielokrotnie, kocham książki. Póki co, moja miłość do nich wyrażała się poprzez czytanie. Ale, jednym z moich marzeń, jest wydanie książki, najlepiej wielu 😉
Ale pomalutku….

Jakiś czas temu zgłosiłam się do konkursu literackiego na napisanie książki dla dzieci 3-10 lat. Swoją drogą, osobiście uważam, że nie da się napisać jednej książki dla 3 i 10 latka. To, co spodoba się 3 latkowi, nie zainteresuje 10 latka. I na odwrót.

Dla przykładu:
Wersja dla 3 latka: 
Mała kaczuszka szła przez podwórko i zamoczyła nóżkę w kałuży.  

Wersja dla 10 latka (zakładając, że będzie chciał czytać o kaczuszce):
Niewielka, prawie żółta, kaczuszka z nieco przybrudzonym ogonkiem, pociesznie kroczyła przez ogromne, wiejskie podwórko patrząc ukradkiem na kolorowego, pewnego siebie koguta, gdy przypadkiem weszła w kałużę i umoczyła swoją, niezgrabną jeszcze, nóżkę.
(Tak mniej więcej 😉)

Wracając do konkursu. 
Niestety, nie udało mi się go wygrać. Uznanie zdobyła kolejna historia o królewiczu i smoku 😶
Moje opowiadanie było, a w zasadzie jest, o chłopcu, który musi spędzić wakacje u wujka w cyrku. Co prawda, dostałam bardzo miłego e-maila pełnego zachwytu nad opowiadaniem, ale ponoć jest "za mocne" dla małych dzieci. 
Zgadzam się.
Ale, tak jak wspomniałam wyżej, NIE MA MOŻLIWOŚCI, aby powstała jedna, ta sama wersja opowiadania dla dzieci w tak rozbieżnym wieku. 

Nie zniechęciło mnie to ani troszku. Jakieś 2 tygodnie temu wysłałam moje opowiadanie do kilku wydawnictw. Z jednego już się odezwali. Ale warunki mi nie odpowiadają, więc czekam nadal. Ponoć takie czekanie trwa zazwyczaj 6-12 miesięcy. 

Niezależnie od tego, co się stanie, postanowiłam udostępnić moje opowiadanie na moim blogu na stronce OPOWIADANIE. Zachęcam do lektury 😊

ps. To jest moje pierwsze w życiu opowiadanie, więc proszę o wyrozumiałość co do ewentualnych błędów, braku odpowiedniej stylistyki, nudnej fabuły, itp. 

Ciao 😘

środa, 10 lipca 2019

Wozy cyrkowe...

Spędziłam dziś bardzo dużo czasu, aby odnaleźć jakiekolwiek informacje na temat historii wozów cyrkowych i, tak po prawdzie, nie znalazłam niemal nic. 
Jedyne, czego się doszukałam to rok około 1810, kiedy to rzekomo wynaleziono wóz i było to we Francji. Nigdzie indziej tych informacji nie potwierdzono, więc nie mam pewności, czy są prawdziwe. A szkoda.....😔

Choć dziś Artyści już takimi wozami nie podróżują (według mojej wiedzy 😉 ), to one wciąż "żyją", troszkę na marginesie, ale są i wzbudzają pewne emocje.....może nie u każdego, ale u mnie tak. Uwielbiam rzeczy, które mają jakąś historię, przeszłość....a co za tym idzie, duszę. 
Taki beznadziejnie sentymentalny przypadek jak ja, widzi duszę w kupie zbitego drewna na kółkach 😊 i jeszcze się tym zachwyca.
Normalnie normalna to ja chyba nie jestem, ale normalnie najnormalniej szczęśliwa 😜
Ktoś coś z tego zrozumiał?
Spokojnie. Ja też nie. Ale fajnie brzmi 😉

Ale wracając do wozów ....
…. Zobaczyłam dziś cudowną fotkę na FB i od razu był pomysł: blog - post - wóz cyrkowy. 
Dzięki uprzejmości właściciela zdjęcia i za Jego zgodą, oficjalnie podkradłam mu fotkę z FB i sobie tu zaraz poniżej wkleję 😃



Wklejone. Brawo Ja 💪

Piękne zdjęcie, prawda? Ten klimat. Choć wóz nie jest w 100% oryginalny nie zmienia to faktu, że jest cudowny i do mnie przemawia jego urok. Nie posiadam na jego temat dużej wiedzy, oprócz tego, że został sprowadzony z zagranicy i został "przerobiony" (wnętrze) na cyrkowy ekskluzywny retro bar. W tamtym roku stał w Warszawie na Festiwalu Cyrkowym pod namiotem Cyrku Zalewski.
Mam nadzieję, że w tym roku też będzie. I Festiwal i wóz 😊
Gdybyś Ktoś nie wiedział, na schodach siedzi najlepszy Klaun/Komik areny cyrkowej - Clown RiCO. Parę postów wcześniej pisałam troszku o Tym genialnym Artyście.
(Na sekundkę, zbaczając z tematu.....taka mi teraz przyszła myśl - zastanawiam się dlaczego, za każdym razem, gdy robi zdjęcie siedząc na schodach, ma smutną minę??
Tak, czy siak, nie zmienia to faktu, że jest fantastycznym Komikiem i nie sposób się nie śmiać, kiedy zjawia się na arenie 😉)

To wracamy znów do wozów.....


To "cudeńko" upatrzyłam pod cyrkiem Safari w Laskowej. Był on ukryty między drzewami, co jeszcze bardziej dodało mu uroku. Zapytałam właścicieli, czy mogę sobie pstryknąć zdjęcie. I mam. Nie jest to wóz "stary" z historią, ale i tak mi się podoba. Troszkę wyobraźni i można się cofnąć w czasie. 
Ciekawa jestem, czy żyją jeszcze ludzie, którzy mieszkali w takim wozie. Pewnie tak. Bardziej zgaduję, niż wiem.... ale miło by było porozmawiać z Kimś takim. 
Nigdy nie miałam też okazji być w środku i zobaczyć wnętrza takiego wozu, ale czytałam książkę "Księga wieszczb" i tam było troszku opisów wozów, a mając tak fajną wyobraźnię (Aga, troszkę skromniej o sobie!!) jak ja, umiem sobie takie miejsce zobrazować w głowie 😉 

Pamiętam pewne lato. Miałam może 12, 13 może 14 lat. Nie wiem dokładnie. W każdym razie, byłam jeszcze smarkulą. Razem z koleżankami pojechałyśmy nad Zalew Chechło, aby popływać, poopalać się. I tam, w lesie, nad tym zalewem, stał tabor cygański. Wozów była kilka. Były kolorowe, obwieszone praniem. Na około goniło mnóstwo brudnych, ale szczęśliwych, dzieci. Było tam głośno, radośnie. Jejuuu, jak mi się to podobało. Pierwszy raz widziałam coś takiego. Grzeczna dziewczynka wychowana w bloku z betonem wokół nie miała pojęcia, że można mieszkać w lesie, w tak małym 'domku". Byłam tym tak zachwycona, że idąc na plażę i gapiąc się na tą "wioskę" (nazwijmy to tak) weszłam prosto w drzewo (to takie w moim stylu  - wejść w drzewo, słupa, znak drogowy, itp.). Kora była jakaś taka szorstka i zdrapała mi nieco skórę z nosa i czoła. Szczypało trochu 😀....
Ale co tam. Na plaży, koleżanki rozłożyły swoje pintle i pobiegły do wody, a ja położyłam się na moim kocu, odwróciłam na brzuch, podparłam brodę na dłoniach i dalej się wpatrywałam w te wozy i ludzi pośród nich. Czułam jakiś taki dziwny zachwyt, jakiś niewytłumaczalny żal.
Być może już wtedy zakochałam się  w tych wozach, a teraz tylko odżyły dawne uczucia.....
Kto by kobietę zrozumiał, ehhh 😉


A.

wtorek, 9 lipca 2019

Mała podróż z cudnym cyrkiem w tle...lub cudny cyrk z małą podróżą w tle 😉


Zwał, jak zwał - dzień TEN będzie należał do tych wyjątkowych. A wszystko zaczęło się tak zwyczajne. Jakaś informacja, że w pobliżu naszej granicy będzie stał przez 4 dni Cyrk Aleś. 
Jak tu nie jechać?? 🤔
Niewinna wiadomość do ....hmmm....chyba mogę już śmiało powiedzieć, przyjaciela. Spontaniczna decyzja. Omówienie szczegółów i oto dnia 6 lipca 2019 około godziny 12.00, po prawie 4 godz. jazdy, parkujemy pod namiotem jednego z lepszych cyrków. 

Wow 🎪
Cyrk już na "dzień dobry" zachwyca. Słyszysz, jak Cię woła...
Nie słyszysz?? Poważnie?? 🙄
No nic. 
To czytaj. 
Opowiem Ci 😁 To znaczy, nie. Nie opowiem. W sensie, że nie tutaj i nie teraz.
Instrukcja obsługi poniżej 😉



Duże chapiteau należące do Rodziny Aleś dumnie stoi na ogromnej łące,  zaraz na początku miasta. Rozrzucone wozy cyrkowe dookoła namiotu tworzą swoiste miasteczko cyrkowe. I zwierzęta. Piękne, ogromne słonie, tajemnicze tygrysy, konie, wielbłądy, kucyki, lamy, strusie i kaczki 😉
Ale o tym i o całym programie jest w recenzji (poprzedni post) ....

Tu, dziś, teraz jest miejsce dla Kogoś, Kto rozumie mnie bez słów. Nie muszę Mu tłumaczyć co czuję, gdy widzę cyrk. Choć dzieli Nas milion lat, ja tego nie czuję i świetnie się dogadujemy. Tylko troszkę mnie martwi jedno....jest taką samą gadułą jak ja i muszę Mu czasem ustąpić miejsca 😁
Maksymilian, Maks...nie! .... ponoć woli: Max 🙂
Niech będzie więc, Max.
Przyszły Artysta (tego mu życzę z całego serca). Będę miała jeszcze większe znajomości 😉
Żartuję, oczywiście. Jeśli Kogoś lubię, to bezinteresownie.
A bardzo lubię Tego szalonego, inteligentnego, zabawnego, niezwykle wybrednego i wspaniałego Małolata  (---> teraz pewnie mi się oberwie za "małolata" 😜.....ale ponoć jestem szczera do bólu, więc nie mogę stracić mojej "reputacji" 😉).
Taki najprawdziwszy Przyjaciel. "Cyrkowy Przyjaciel"....w sumie to nie wiem, czy istnieje taka postać. Jeśli nie, to właśnie Ją stworzyłam i tyle w temacie 😁
To dzięki Niemu (temu owemu, nowopowstałemu "Cyrkowemu Przyjacielowi") mogłam troszkę "pobuszować" po cyrku (patrz: recenzja/poprzedni post). Gdybym była sama, z całą pewnością siadłabym grzecznie obok cyrku i czekała na program.
Ale to nie przejdzie z Maxem. Oj, nie!
Uzbrojony w przepiękny frak podbijał cyrk torując mi drogę do tego wspaniałego świata.



Całe mnóstwo emocji wypełnione szczelnie miłymi rozmowami, żartami, fotkami, śmiechem, zachwytem...
Można krzyczeć: Chwilo trwaj 😁
Ale jak wiemy, wszystko co dobre szybko się (niestety) kończy 😔
Więc i my musieliśmy wracać.
Piękne widoki po drodze, jednak jako kierowca nie mogłam zrobić zdjęć.
Ale odbiłam sobie w Biczycach Dolnych 😉


Wracając jednak do "bohatera" mojego posta...
Tak się właśnie zastanawiam, ilu ludzi wierzy w przyjaźń damsko-męską. Wielu mówi, że nie istnieje. 
Istnieje 🙂
Prawda, Max??
I Ty mi to udowodniłeś, ale nie powiem w którym momencie.
Dziękuję 🙂



poniedziałek, 8 lipca 2019

Cyrk Ales i jego magia :-) 

"Jedna chwila zmienia wszystko i pozostawia Cię z milionem myśli, których czasem nie umiesz zrozumieć"

Samo południe. Słoneczna, pierwsza sobota lipca, Niemal bezszelestnie, niemal niezauważalni, wjeżdżamy do małego miasta Bardejov na Słowacji. Kilkaset metrów dalej, po lewej stronie rozciąga się ogromny plac, a na nim bardzo duże miasteczko cyrkowe z pięknie prezentującym się czerwono białym namiotem cyrkowym usytuowanym niemal na froncie. Od ulicy dzieli go raptem skrawek zieleni i kasa, która jeszcze jest nieczynna. Zarówno po bokach, jak i za namiotem zaparkowane są pozostałe pojazdy należące do taboru. Nic nie jest tam przypadkowe. Każdy wóz ma swoje miejsce i przeznaczenie. Na obrzeżach miasteczka cyrkowego są wydzielone wybiegi dla większych zwierząt - głównie słoni, koni i wielbłądów. A gdzieś w środku znajdują się strusie i tygrysy.

Zacznijmy od początku.
Za przyzwoleniem dyrekcji wchodzimy na teren "osady cyrkowej" i w tym momencie zaczyna się jedna z piękniejszych przygód. Naszą uwagę przykuwają od razu ogromne, majestatyczne słonie do których podchodzimy w pierwszej kolejności. Zwierzaki są nie tylko piękne, wzbudzające i respekt i zachwyt jednocześnie, ale również ufne i przyjazne. Chętnie do nas podchodzą, pozwalają się dotknąć i nawet, jak przystało na gospodarzy, częstują trawą. Trudno się rozstać z nimi, ale czekają inne atrakcje i chcemy wykorzystać ten magiczny czas, aby skraść dla siebie jak najwięcej wspomnień. Poznajemy psy, tygrysy, strusie. Kiedy zwierzyniec mamy już niemal zapoznany, spotykamy kolejno różnych Artystów, którzy chętnie z nami rozmawiają, pokazują swój świat, opowiadają o swoim cyrkowym życiu. Dostajemy niepowtarzalną okazję, aby zajrzeć do cyrku "od kulis" i to wzbudza ogromne emocje. Inny wymiar. Inna rzeczywistość. Inny wszechświat. Cyrk, choć jeszcze niemal pusty, czaruje, odbiera mowę na kilka chwil, a świat wiruje, jak na karuzeli euforii, radości i zachwytu. Czas,na ten moment,zatrzymuje się w miejscu. Nie istnieje nic innego, tylko tu i teraz. Chciałoby się krzyczeć "chwilo trwaj", ale zegar rzeczywistości nieubłagalnie zbliża się do godziny 14.00.



Wybija 14.00. Jesteśmy już po chapiteau. Wnętrze namiotu utrzymane w kolorystce niebiesko czerwonej z żółtymi akcentami. Wygodne loże, równie efektowne sektory, duża arena, bordowa, wysoka kotara, a wszystko to przyjemnie podkreślone odpowiednim oświetleniem. Czary mary na wyciągnięcie ręki i w zasięgu wzroku. Na arenie stoją tumby otoczone wysokim ogrodzeniem, przez co można zgadywać, że program rozpocznie się od pokazu dzikich kotów. I tak też się dzieje, kiedy zaraz po 14.00 na arenie pojawia się Antonin Aleś w towarzystwie swoich trzech tygrysów. Pokaz nie jest długi, ale efektowny. Tygrysy prezentują swoją urodę w niebanalny sposób. Są spokojne, ufne i posłuszne.
Kolejnym punktem programu jest występ Rodziny Lanik i ich profesjonalnie cudny pokaz żonglerki. Jest to żonglerka grupowa, przez co staje się jeszcze bardziej widowiskowa. Trudno oderwać wzrok od tego, co dzieje się na arenie w rytm bardzo żywiołowej muzyki, która w fantastyczny sposób podkreśla wyjątkowy charakter tego numeru. Moją uwagę zwracają również stroje Artystów, które są dość oryginalne (według mnie) jak na arenę cyrkową, gdyż dominującym materiałem jest tu jeans, który ozdobiony z pomysłem świecącymi kamykami nadaje iście bajeczny look, a to niewątpliwie przyciąga wzrok.
Po fantastycznej żonglerce na arenie ponownie pojawiają się zwierzęta. Tym razem są to kucyki pod opieką Hanki Lanikovej. Jak przystało na konie, nawet te małe, prezentują się pięknie i miło się ogląda Ich pokaz. Artystka ubrana w stylu hiszpańskim wygląda bardzo ładnie, co sprawia, że i Ją samą, jak i Jej podopiecznych, ogląda się z wielką przyjemnością. Ale chyba najwięcej frajdy z oglądania małych kucyków mają dzieci, w szczególności dziewczynki.
Kiedy kuce opuszczają arenę, na ich miejsce pojawiają się kaczki, co budzi szczery zachwyt niemal każdego z widowni. Ja, osobiście, nigdy wcześniej nie widziałam tych zwierząt w cyrku, więc byłam nawet nieco zaskoczona, ale pozytywnie. Urokowi całemu temu pokazowi dodawał fakt, że ptaki te wystąpiły w towarzystwie dwóch chłopców. Całe wyjście nie było długie, ale to nie odebrało mu świetności. Dodatkowo urzekła mnie postawa młodszego chłopca i jego kiełkujący profesjonalizm pełny dziecięcego czaru i maniery.
Pozostając w "klimacie zwierzęcym" ponownie, zaraz po pokazie kaczek, na arenie pojawia się zwierzę - koń. Piękny, czarny, zadbany koń i po raz kolejny możemy oglądać na arenie Hankę Lanikovą. Tym razem prezentuje Ona wyższą szkołę jazdy. Artystka, jak poprzednio, z akcentem hiszpańskim w kostiumie, dumnie prezentuje swojego przyjaciela na arenie. Pokaz trwa kilka minut i choć ma jednostajny charakter, nie jest nudny.
Po kilkunastominutowym obcowaniu ze zwierzętami, przychodzi czas na kolejną dawkę adrenaliny. Rodzina Lanik na arenie i persze. Profesjonalizm na bardzo wysokim poziomie zapiera dech w piersiach i nie można oderwać wzroku od tego, co dzieje się na arenie, a szczególnie gdzieś wysoko pod kopułą cyrku, gdzie dwóch Artystów, w tym bardzo młodych chłopak, prezentuje swój talent i odwagę. Dodając do tego genialną współpracę między Artystami i Ich wzajemne zaufanie sprawia, że pokaz jest fantastyczny.
Kiedy panowie schodzą z plawitu, na arenę wkraczają cztery, przepiękne słonie. Ssaki nie są oczywiście same. Towarzyszy im Rodzina Gartner. I w tym momencie zaczyna dziać się coś wspaniałego. Takiego pokazu słoni nie widziałam nigdy w życiu. Relacja między Artystami, a słoniami jest niezwykła, pełna miłości, zaufania, wzajemnego szacunku. Słonie prezentują się wybornie, a członkowie Rodziny Gartner w iście nadzwyczajny sposób uzupełniają ten pokaz sprawiając, że widok ten jest ucztą dla oka, balsamem dla duszy i pieśnią dla serca. Tylko prawdziwa miłość do swojej pracy i zwierząt może zaowocować tak cudnym, magicznym pokazem. Do dziś jestem pod wrażeniem tego, co widziałam kilkadziesiąt godzin temu.
Dla uspokojenia emocji, kolejnym punktem programu jest taniec egzotyczny wykonywany przez cztery tancerki w afrykańskim klimacie. Jest lekko, delikatnie, majestatycznie. Odpowiednia muzyka, blask pochodni, krótki pokaz węży dodatkowo wzbogaca całe show i jest przepięknie.
Ostatnim pokazem zwierząt w tegorocznym programie Cyrku Aleś jest "szybkie" wystąpienie wielbłądów, strusia, byków i lam i ślicznych, białych koni. Zwierzęta pojawią się niemal jedne po drugich, prezentują się chwilę publiczności i znikają w towarzystwie pracowników cyrku. Całe ich wyjście jest bardzo przyjemne i z całą pewnością dodaje charakteru typowego dla cyrku tradycyjnego.
W tym momencie znowu przychodzi czas na odrobinę emocji, gdyż na arenie pojawia się koło śmierci, a w nim dwóch członków Rodziny Lanik. Ich występ jest bardzo dynamiczny, wyraźnie podkreślony żywą muzyką. Jest ciekawie, energicznie i wystarczająco długo, aby nacieszyć się tym pokazem, i odpowiednio krótko, aby nie zrobiło się nudno. Głośne owacje wskazywały na to, że wszystkim widzom ten punkt programu bardzo się spodobał.
Żeby adrenalina tak szybko nie opadła, na arenie pojawia się Rodzina Gartner po raz drugi. Tym razem jest to grupa męska - "głowa" Rodziny Gartner i jego synowie. Prezentują Oni wspaniały pokaz handstand. Profesjonalizm w każdym calu. Spokój, koncentracja i wzajemne zaufanie, to jest to, co dominuje w tym występie. Szczery zachwyt tym pokazem udziela się każdemu, kto tego dnia zasiadł na widowni. Panowie uświetniają jeszcze swoje wystąpienie nieudawaną radością i satysfakcją, która udziela się wszystkim zgromadzonym pod namiotem.
Finałowym punktem programu jest numer teeterboard w wykonaniu Rodziny Lanik. I tutaj również oglądamy wspaniały, dopracowany w każdym calu, profesjonalny pokaz. Nie można się nie zapatrzeć na występ, który zachwyca w każdej minucie.


Zanim dotrzemy do finału widowiska muszę jeszcze poświęcić troszkę czasu dla klauna. W tym sezonie, pod namiotem Cyrku Aleś "szalał" Klaun Mario, którego wystąpienia uważam za bardzo udane. Repryzy były krótkie, ale bawiły i młodszych i starszych. Kostiumy, choć niewymyślne, pasowały do charakteru Jego "wyjść" i tworzyły fajną całość. Pod koniec programu Klaun Mario zaprezentował jedno entree, ale było troszkę za krótkie. Parę drobnych "dodatków" i będzie bardzo dobrze. Reasumując, bardzo fajny, przyjemny klaun, którego z łatwością można polubić i dać mu się wciągnąć do zabawy.

Czas na finał.
I tutaj robi się troszkę smutno i żal, że to już koniec. Artyści wychodzą na arenę, aby pożegnać widzów.
Przez kilka chwil znów jest głośno, tłoczno i wesoło.
Chwilę później światła gasną, muzyka cichnie, robi się pusto...
Pozostają wspomnienia, zdjęcia....i mocne postanowienie, że za rok tu wrócimy.

piątek, 5 lipca 2019

Rowerem do Krakowa...

Bagatela, 94 km jednego dnia na trasie Trzebinia - Kraków, Kraków  - Trzebinia. Niespełna 3 godzinny postój w dawnej stolicy Polski na obejrzenie (po raz trzeci) programu Cyrku Korona. 

Dzień był upalny, więc i jazda 🚴‍♀️🚴‍♂️🚴‍♂️nie należała do najprostszych. Jadąc przez Puszczę Dulowską było znośnie. W cieniu drzew🌲🌲 bywało nawet przyjemnie. Gorzej było na finiszu, kiedy jadąc Wałem Wiślanym, nie było mowy o gramie cienia, chłodu czy choćby lekkiego podmuchu wiatru🌬. W pełnym 🌞 na niemiłosiernie rozgrzanym asfalcie .... o zgrozo 😐
Dotarliśmy na Błonie Krakowskie zaraz przed 16.00, ale miejsce dla Nas czekało. Do 🎪 Korona tego dnia przyjechaliśmy na zaproszenie samej Pani Dyrektor. Program, choć oglądany po raz trzeci, znowu zachwycał. Było pięknie, profesjonalnie i z klasą. 

Czas powrotu....GPS, zanim doprowadził do Puszczy, wywłóczył Nas po okolicznych wioskach, polach, zakamarkach. Momentami trasa była wręcz trudna. 
Gratisem był Night Biking przez las.



Gęsia skórka była. Wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Dziś się z tego śmieję, ale tamtego wieczora naprawdę był strach 😉
Uwielbiam TAKIE wspomnienia ❤

Bye 😘

poniedziałek, 1 lipca 2019

CYRK KORONA i jego bajkowe fantazje...

             

              „Nie masz pewności, po której stronie ogrodzenia leży kraina snów”.

30 czerwca, niedzielne, wczesne popołudnie w Krakowie być może dla wielu mija zwyczajnie, bez emocji, bez wrażeń. Tak po prostu, byle do poniedziałku. 
Ale nie dla mnie. 
Tęskniąc za światem, który jakiś czas temu zawładnął moim skromnym życiem, wybieram się do Cyrku Korona.
Cyrk rozłożony na skraju Krakowskich Błoni rośnie w oczach im bliżej podjeżdżam. Duży, biało-czerwony namiot dumnie króluje w sercu cyrkowego miasteczka otoczony pojazdami z taboru cyrkowego, do którego należy również kasa cyrku, która odnowioną fasadą przykuwa wzrok i zaprasza gości do cyrku.
Wkraczając pod namiot czuć, że przekraczamy jakąś niewidzialną granicę, która bezpiecznie oddziela codzienność od świata wypełnionego magią i niewyjaśnioną tajemnicą. Piękne, tradycyjne wnętrze chapiteau podkreślone niebanalnym oświetleniem cieszy wzrok i kusi, aby śmiało popuścić wodze fantazji i dać się porwać jej czarowi. 




Tegoroczny program Cyrku Korona nosi tytuł „Bajkowe Fantazje” i nie jest to tylko przypadkowa nazwa, ale najprawdziwsza prawda, gdzie Artyści z niezwykłą fantazją przenoszą widza w bajeczny świat.
Spektakl zaczyna się punktualnie o godzinie 16.00 tzw. Bajkową Paradą Powitalną, gdzie po raz pierwszy widzowie mogą zapoznać się z Artystami, którzy już za kilka chwil będą nas nie tylko bawić, ale i zabierać w swój świat.
Postacią kluczową w każdym cyrku jest Konferansjer, który nie tylko wita przybyłych gości pod namiotem, ale również prowadzi ich przez cały program. W tym roku rolę tą w Cyrku Korona pełni Rafał Walusz, który na te kilkadziesiąt minut zamienia się w Bajkopisarza, aby w dość oryginalny sposób towarzyszyć widowni w jakże, jak się zaraz okaże, pięknym programie. Pan Rafał zwraca uwagę widza nie tylko tym, że posiada przyjemny głos i dobrą dykcję, ale również swoim eleganckim, stosownym i schludnym strojem .
W każdym cyrku, w każdym sezonie musi pojawić się klaun. I tutaj nie jest inaczej. Na arenie pojawia się kilka razy, znany wielu osobom, Mr. Chap - klaun, którego cechą charakterystyczną jest biała bluzka, spodnie na szelkach i bujna czupryna wystająca spod czapki, czy beretu. Mr. Chap ma kilka repryz i jedno entree, które bardzo podobają się publiczności, co przejawia się głośnym śmiechem i burzą oklasków za każdym razem, gdy pojawia się na arenie.
Cyrk Korona jest cyrkiem tradycyjnym, a co za tym idzie, nie może zabraknąć w nim zwierząt. Możemy tu zobaczyć kozy, urocze kucyki i gromadkę ośmiu wesołych psów. Wszystkie te zwierzaki pojawiają się w towarzystwie swojej trenerki i przyjaciółki Emmy, która przy każdym wyjściu prezentuje inną historię. Wraz z kozami tworzy Bajkową farmę, gdzie ona sama wciela się w rolę farmerki, a jej kozy bawią publikę w kilku fajnych, lekkich numerach. Kucyki zaś, występujące w roli Little Pony, zachwycają swoim wyjściem nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Emma przebrana za księżniczkę wygląda wybornie i troszkę kradnie show kucykom, gdyż jej zjawiskowy wygląd przykuwa uwagę. Artystka, po raz trzeci pojawia się na arenie w towarzystwie psów i tutaj oglądamy zabawne show zatytułowane Psi Patrol. Psy świetnie się bawią w towarzystwie Emmy, jednocześnie dając radość widzom, szczególnie dzieciom, które aż piszczą z radości co kilka chwil. Absolutnie wszystkie zwierzęta są przepiękne, wypielęgnowane, czyste i pełne wigoru. Zwraca uwagę to, że Artystka traktuje swoje zwierzaki z miłością nie szczędząc im czułych gestów, szczerego uśmiechu i, oczywiście, przysmaków na co one wyraźnie czekają.


Najbardziej żywiołowym występem w tym roku są na pewno antypody w wykonaniu Larysy, która wciela się w postać Pippi. Swietne, dynamiczne show dopełnione wesołą muzyką ogląda się z przyjemnością. Nie ma ani jednej chwili, kiedy można by było odwrócić wzrok. W ostatnim występie programu ta sama Artystka pojawia się w towarzystwie Timura z którym prezentuje Looping. Na tą chwilę wcielają się Oni w Power Rangers i wykonują  pokaz na kole śmierci. Tego typu występy zawsze bywają widowiskowe i na pewno uwalniają pewną dawkę adrenaliny.



Skoro mówimy o adrenalinie, to należy tutaj zwrócić uwagę na show Toy Story w wykonaniu Johna i Sary Fossett. On jest kowbojem, ona mu asystuje stając się jednocześnie "ozdobą" tego pokazu. Artyści przenoszą nas na kilka chwil na Dziki Zachód i jest to bardzo udane show, gdzie oglądamy strzelające baty i rzucanie nożami w wykonaniu Johna. Kilka chwil później, Ci sami Artyści pojawiają się na arenie po raz drugi. Tym razem, główną rolę gra Sara, która prezentuje akrobacje na szarfach na moto-karuzeli. Sara serwuje nam ciekawe show, pozbawione zbędnej fanaberii, a jednocześnie bardzo oryginalne i kobiece.


Najnowszy program Cyrku Korona, jak już wcześniej zostało wspomniane, nosi tytuł "Bajkowe Fantazje" i absolutnie nie mogło tu zabraknąć Walta Disneya. W ten cudny, magiczny świat wprowadza widzów Inka Kalachevska, która na początku programu wciela się w postać Dzwoneczka i zabiera nas do Nibylandii. Artystka w tym pokazie prezentuje ring trapez i jest to niezwykle udane show przez duże "S". Wirująca, drobna wróżka ubrana w prześliczny kostium wykonuje zjawiskowe akrobacje na kole zachwycając widownię. Szczypta gry aktorskiej i lekkie poczucie humoru wplecione w show sprawia, że jest to fantastyczny występ. Kilkadziesiąt minut później, ta sama Artystka, pojawia się na arenie czarując publiczność wcielając się w rolę Elzy. Tym razem prezentuje sztrabaty. Można odnieść wrażenie, że dla tej Artystki nie istnieje prawo grawitacji. Unosi się nad areną jak podmuch wiosennego wiatru zatrzymując czas w miejscu. Ten finezyjny i przepiękny występ kończy się spektakularnie w deszczu konfetti.



W programie 2019 nie zabrakło grupowego występu - w tym wypadku są to młodzi chłopcy z Maroko, którzy prezentują akrobacje naziemne w rytm bardzo dynamicznej muzyki, która podkreśla dodatkowo ich występ i jego charakter. Synowie Pustyni, bo tak się nazywają, mają fajny, niebanalny i udany występ.


Cyrk Korona lubi promować młode talenty i pewnie dlatego w tegorocznym programie nie zabrakło bardzo młodego Artysty Daniela, który wciela się w postać Piotrusia Pana i w uroczo prezentuje swoje akrobacje na szarfach. Jego występ nie może się nie podobać. Jest poprawnie, świeżo, delikatnie i bardzo ładnie.

Dziękuję Artystom za cudowny spektakl. Dziękuję Dyrekcji za ciepłe i serdeczne przyjęcie. Dziękuję Wszystkim, którzy tworzą Cyrk za to, że można uciec od rzeczywistości i schować się na chwilę w tym świecie, gdzie wszystko jest możliwe, a marzenia się spełniają, a nie są odkładane na później.