Cyrk na głowie, …. czyli jak to się wszystko zaczęło 😉
Gdy pada pytanie o historię cyrku możemy cofać się w przeszłość tysiące lat wstecz i iść od Knossos, przez Chiny, Egipt, Grecję, Rzym. Potem, w Europie, spotkamy kuglarzy, grupy wędrowne, średniowieczne jarmarki i karnawały, aż docieramy do pewnego sławnego Anglika - Philipa Astley'a, który to uważany jest za pierwszego twórcę cyrku nowożytnego. A było to w roku 1768.
Pewnie, gdyby nie ten pomysłowy Anglik, byłby Ktoś inny. Ale był On, i Jego chwalmy 😉
Ale, umówmy się, dziś popiszemy o cyrku nowożytnym, ale w Polsce, bo i u nas taki był.
Mało jest literatury, która poświęcona jest cyrkowi, a przede wszystkim jego historii, która, jak już zdążyłam się zorientować, jest niebywale bogata i niezwykle interesująca.
Ok, do rzeczy. To jak to było w tej naszej Polsce?? 👀
Można śmiało powiedzieć, że wszystko zaczęło się od ………… nosorożca.
Też byłam zdziwiona.
Ten nosorożec, owego czasu - a dokładnie za panowania Augusta III, był obiektem wielkiego zainteresowania Warszawiaków, którzy codziennie przychodzili podziwiać zwierzaka i karmili go, czym tylko mogli. A zwierz, ogromny i łakomy, jadł wszystko i w każdych ilościach. Aż pewnego dnia, dostał bułkę nadzianą żelaznymi opiłkami, którą oczywiście chętnie zjadł i był to, niestety, jego ostatni posiłek. Smierć nosorożca dostarczyła gapiom wiele emocji, a co za tym idzie, stało się to zaczątkiem, ba pomysłem, na stworzenie miejsca, gdzie ludzie będą mogli przychodzić i ekscytować się cierpieniem/szczuciem zwierząt. Na taki pomysł (na wzór Wiedeńskiej "szczwalni") wpadł pewien ex-dworzanin, August Engelman, który w 1776 roku przedstawił swój pomysł na, jakże "genialny", interes i tak w roku 1782 roku przy zbiegu ulic Chmielnej i Brackiej stanął wielki, drewniany kolos, który pełnił funkcję cyrku, a nazywał się Hecą (lub "szczwalnią").
Ta nazwa "cyrk" jest tutaj umowna, bo nie wiem, czy Ktoś wie, ale w tamtych czasach nie funkcjonowało słowo "cyrk".
To znaczy istniało ono, ale nie znaczyło cyrk jako cyrk, ale cyrk, czyli fryzura (warkocz opleciony dookoła głowy). Trochę mnie to bawi i sama bym sobie dziś uczesała cyrk na głowie, ale mam jeszcze za krótkie włosy. Póki co, starczy mi ich może na kasę cyrkową 😉
No dobrze, to mamy już budynek, gmach, czy jak tam zwano tą budowlę.
I co tam się działo?? 👀
Na początku były tam "pokazy" zwierząt. Oczywiście były one brutalne (coś na wzór polowania) i nijak się mają do dzisiejszego cyrkowego pokazu czworonogów, ale teraz mówimy o tym co było ponad 200 lat wstecz i skupmy się na tym.
Tak, ludzie fascynowali się taką rozrywką i chętnie przychodzili do Hecy ("szczwalni"). Widownię stanowili i biedacy (oni mieli gorsze miejsca oczywiście) i ludzie z tzw. wyższych sfer. Widowisko można było "podziwiać" w niedzielę i święta. I tak to trwało kilkanaście lat. Od czasu do czasu "show" wzbogacano pokazem sztucznych ogni.
W 1795 roku zlikwidowano "interes". Był to okres III rozbioru Polski, pruska okupacja i ludzie mieli dość widoku przelewanej krwi. Przyszła moda na radość - karuzele, szlichtady, reduty, sztuczne ognie. I dlatego też w Hecy hasali konno wytworni kawalerowie i demonstrowali turniejowe ewolucje. A zwierzęta, które niegdyś były w "szczwalni", zostały przeniesione do menażerii (i tu jest ciekawa historia Ackena i Dintera - ale o tym może kiedy indziej 😉).
I przyszedł czas na pana o imieniu Jordaki, a nazwisku, Kuparentko 😄
"Z pochodzenia Rumun, z serca był rodowitym warszawiakiem".
No i o co chodzi z tym Jordakim/Jordakiem/ (nie wiem, jak odmienić to imię 😟)??
Ten Jordaki był po troszku aktorem, po troszku malarzem, po troszku żebrakiem i tak pewnego dnia trafił do trupy akrobatów, gdzie spotkał piękną Kolterównę (córkę samego antreprenera - właściciela cyrku), zakochał się w niej (z wzajemnością), ożenił się z nią i stał się częścią "cyrku". W 1801 roku trupa Kolterów trafiła do Warszawy, gdzie dzierżawili Hecę i tam organizowali pokazy dla Warszawiaków. Sam Jordaki spacerował po linie, ale gdy w 1804 roku uległ wypadkowi (spadł z liny i złamał nogi) teść stracił dla Niego sentyment, żona się odkochała i Jordaki został sam w Warszawie. Próbował świat zawojować latając balonem, ale nie wyszło mu to do końca, tak jakby chciał, więc kiedy kolejny właściciel Hecy uciekł od żony, ten "zakręcił się" koło samotnej kobiety. Zatroszczył się nie tylko o Nią, ale również o to, co jej pozostało (całe dobrodziejstwo inwentarza: puste klatki, konie, materiały pirotechniczne) i tak w roku 1808 został samodzierżawcą na warszawskim cyrku. Rządził i odnosił sukcesy przez kolejne 22 lata, aż do upadku powstania listopadowego.
Ten czas był dla Hecy niesamowicie "urodzajny". Bywanie w cyrku stało się niemal obowiązkiem towarzyskim. Warszawa wzorowała się na Paryżu. Budę na Brackiej trzeba było rozbudować, ponieważ niejednokrotnie nie mieściła wszystkich przybyłych gości.
Najsławniejsi Artyści w tym okresie to:
* Mahier - groteska napowietrzna
* trupa Chiarinich - trupa skoczków
* trupa Speltrinich - linoskoczkowie
Heca przyczyniła się niemal do całkowitego upadku teatrów, które bankrutowały jeden po drugim. Ale one, na wzór sztuki cyrkowej, zaczęły walczyć o widza.
Ale to już inna historia...
😘
Można śmiało powiedzieć, że wszystko zaczęło się od ………… nosorożca.
Też byłam zdziwiona.
Ten nosorożec, owego czasu - a dokładnie za panowania Augusta III, był obiektem wielkiego zainteresowania Warszawiaków, którzy codziennie przychodzili podziwiać zwierzaka i karmili go, czym tylko mogli. A zwierz, ogromny i łakomy, jadł wszystko i w każdych ilościach. Aż pewnego dnia, dostał bułkę nadzianą żelaznymi opiłkami, którą oczywiście chętnie zjadł i był to, niestety, jego ostatni posiłek. Smierć nosorożca dostarczyła gapiom wiele emocji, a co za tym idzie, stało się to zaczątkiem, ba pomysłem, na stworzenie miejsca, gdzie ludzie będą mogli przychodzić i ekscytować się cierpieniem/szczuciem zwierząt. Na taki pomysł (na wzór Wiedeńskiej "szczwalni") wpadł pewien ex-dworzanin, August Engelman, który w 1776 roku przedstawił swój pomysł na, jakże "genialny", interes i tak w roku 1782 roku przy zbiegu ulic Chmielnej i Brackiej stanął wielki, drewniany kolos, który pełnił funkcję cyrku, a nazywał się Hecą (lub "szczwalnią").
Ta nazwa "cyrk" jest tutaj umowna, bo nie wiem, czy Ktoś wie, ale w tamtych czasach nie funkcjonowało słowo "cyrk".
To znaczy istniało ono, ale nie znaczyło cyrk jako cyrk, ale cyrk, czyli fryzura (warkocz opleciony dookoła głowy). Trochę mnie to bawi i sama bym sobie dziś uczesała cyrk na głowie, ale mam jeszcze za krótkie włosy. Póki co, starczy mi ich może na kasę cyrkową 😉
No dobrze, to mamy już budynek, gmach, czy jak tam zwano tą budowlę.
I co tam się działo?? 👀
Na początku były tam "pokazy" zwierząt. Oczywiście były one brutalne (coś na wzór polowania) i nijak się mają do dzisiejszego cyrkowego pokazu czworonogów, ale teraz mówimy o tym co było ponad 200 lat wstecz i skupmy się na tym.
Tak, ludzie fascynowali się taką rozrywką i chętnie przychodzili do Hecy ("szczwalni"). Widownię stanowili i biedacy (oni mieli gorsze miejsca oczywiście) i ludzie z tzw. wyższych sfer. Widowisko można było "podziwiać" w niedzielę i święta. I tak to trwało kilkanaście lat. Od czasu do czasu "show" wzbogacano pokazem sztucznych ogni.
W 1795 roku zlikwidowano "interes". Był to okres III rozbioru Polski, pruska okupacja i ludzie mieli dość widoku przelewanej krwi. Przyszła moda na radość - karuzele, szlichtady, reduty, sztuczne ognie. I dlatego też w Hecy hasali konno wytworni kawalerowie i demonstrowali turniejowe ewolucje. A zwierzęta, które niegdyś były w "szczwalni", zostały przeniesione do menażerii (i tu jest ciekawa historia Ackena i Dintera - ale o tym może kiedy indziej 😉).
I przyszedł czas na pana o imieniu Jordaki, a nazwisku, Kuparentko 😄
"Z pochodzenia Rumun, z serca był rodowitym warszawiakiem".
No i o co chodzi z tym Jordakim/Jordakiem/ (nie wiem, jak odmienić to imię 😟)??
Ten Jordaki był po troszku aktorem, po troszku malarzem, po troszku żebrakiem i tak pewnego dnia trafił do trupy akrobatów, gdzie spotkał piękną Kolterównę (córkę samego antreprenera - właściciela cyrku), zakochał się w niej (z wzajemnością), ożenił się z nią i stał się częścią "cyrku". W 1801 roku trupa Kolterów trafiła do Warszawy, gdzie dzierżawili Hecę i tam organizowali pokazy dla Warszawiaków. Sam Jordaki spacerował po linie, ale gdy w 1804 roku uległ wypadkowi (spadł z liny i złamał nogi) teść stracił dla Niego sentyment, żona się odkochała i Jordaki został sam w Warszawie. Próbował świat zawojować latając balonem, ale nie wyszło mu to do końca, tak jakby chciał, więc kiedy kolejny właściciel Hecy uciekł od żony, ten "zakręcił się" koło samotnej kobiety. Zatroszczył się nie tylko o Nią, ale również o to, co jej pozostało (całe dobrodziejstwo inwentarza: puste klatki, konie, materiały pirotechniczne) i tak w roku 1808 został samodzierżawcą na warszawskim cyrku. Rządził i odnosił sukcesy przez kolejne 22 lata, aż do upadku powstania listopadowego.
Ten czas był dla Hecy niesamowicie "urodzajny". Bywanie w cyrku stało się niemal obowiązkiem towarzyskim. Warszawa wzorowała się na Paryżu. Budę na Brackiej trzeba było rozbudować, ponieważ niejednokrotnie nie mieściła wszystkich przybyłych gości.
Najsławniejsi Artyści w tym okresie to:
* Mahier - groteska napowietrzna
* trupa Chiarinich - trupa skoczków
* trupa Speltrinich - linoskoczkowie
Heca przyczyniła się niemal do całkowitego upadku teatrów, które bankrutowały jeden po drugim. Ale one, na wzór sztuki cyrkowej, zaczęły walczyć o widza.
Ale to już inna historia...
😘
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz