wtorek, 25 czerwca 2019

Literatura....z Katarzyną Michalak 

Moja niezwykła przygoda z książkami Pani Kasi Michalak zaczęła się banalnie na wakacjach w Augustowie.
Z każdych wakacji przywożę sobie magnes i książkę (czyt. pamiątkę) 😉 Tym razem nie mogło być inaczej. Już drugiego dnia pobytu trafiłam do księgarni. I już po wejściu do środka zobaczyłam "ją" - pierwszy tom Sagi Mazurskiej. To była "miłość od pierwszego wejrzenia" - już tego samego dnia przeczytałam całą powieść 🙂 A następnego dnia kupiłam tom drugi i trzeci.....
I tak, tom po tomie, narodziła się miłość do powieści wychodzących spod pióra Pani Katarzyny Michalak
Oprócz pozycji widocznych powyżej, na mojej liście przeczytanych powieści, jest jeszcze: Bezdomna, Ścigany, Nie oddam dzieci.
Wszystkie powieści są fenomenalne, aczkolwiek dwie wiodą, póki co, prym i jest to "Nie oddam dzieci oraz "Ścigany".

Polecam i życzę miłej lektury 😉

niedziela, 23 czerwca 2019

Literatura...z Agnieszką Krawczyk 🙂

Ostatni raz nad morzem byłam mając 6 lat. Nie żebym to pamiętała, ale wiem to od rodziców i ze zdjęć  - lekko podniszczone fotki, a na nich Ja w majtkach w wisienki wchodzę do morza z miną, która zdradza, że woda zimna 😉
Nigdy potem nie ciągło mnie nad morze. Bardziej góry, potem Mazury, a morze....nie 😐

I, pewnego dnia p. Agnieszka Krawczyk napisała książkę "Lato wśród wydm".

Lekka, finezyjna powieść o życiu, o codzienności zaklętej w nadmorskich Dębkach. Każdy dzień otulony morską bryzą i okraszony falami  staje się okazją do przeżycia czegoś niezwykłego, do rozwiązania napotkanego problemu, zakochania się i odnalezienia siebie i własnej drogi. 
Matylda,Łukasz, Ignacy, Ola, Justyna, Konrad, Irmina, Anita.....i ich losy zapisane na miękkim piasku, ich szepty ukryte w małych muszlach, ich uśmiechy pozostające w pamięci, ich troski czekające na szczęśliwy happy end.
To dopiero I tom 🙂
We wrześniu kolejny...

Tymczasem, może wypad do Dębek 😉

czwartek, 13 czerwca 2019

Cyrk 🙂

Dziś poświęcę troszkę czasu dla niesamowitego Artysty .
Clown RiCO, bo tak się nazywa, jest przedstawicielem młodego pokolenia Artystów areny cyrkowej. 
RiCO jest "nowoczesnym" Clownem/Komikiem cyrkowym, którego i repryzy i entree są genialnie odegrane na arenie. Lekkość, talent, pomysłowość, szacunek dla widza, takt. To tylko kilka zalet tego wspaniałego Artysty. 
Mogłabym tu pisać i pisać, ale to długo mogłoby się nie skończyć 😉
Zatem, zachęcam do obejrzenia krótkiego "wywiadu z tzw.przymrużeniem oka" 😉


Na YT są dostępne do obejrzenia filmiki przedstawiające repryzy i entree Clowna RiCO 🙂
Polecam jednak wyprawę do cyrku i obejrzenie tego Artysty na żywo. Mamy okres wakacji i być może Ktoś jedzie na urlop do Bułgarii....więc, niech wypatruje Circus Balkanski 😉

Polecam również FanPage'a RiCO 🙂
https://www.facebook.com/comedy.rico/

Literatura...💖

Kocham czytać. 
Uwielbiam zachęcać Innych do czytania 😉 (współczuję Im😜)

Obecnie czytam książkę pt.: "Księga wieszczb" aut. Eryki Swyler. 
Jest to powieść, której akcja toczy się w dzisiejszych czasach, aczkolwiek tłem są wydarzenia sprzed wielu, wielu lat, a motywem przewodnim mój ukochany cyrk 😍 Tajemnica przeplatana magią, której w cyrku nie brakuje i nigdy nie brakowało. Młody mężczyzna, którego matka była częścią cyrku, a siostra nadal jest musi rozwikłać nietypową zagadkę, aby uchronić siostrę. Tylko, czy ratuje Ją przed cyrkiem?? Czy, w ogóle, można uciec od cyrku, kiedy raz Cię porwał w "swoje szpony"?? 
Nie!!
Są tacy, którzy wchodzą do cyrku, on zatrzaskuje za Nimi drzwi i nie można już wyjść, ponieważ nie ma klamki od wewnątrz 😉
Ja nawet jej nie szukam 🙂



poniedziałek, 10 czerwca 2019

Podróże...

...te małe i duże...

Dla wielu z Was podróż kojarzy się z wyjazdem za granicę, lub przynajmniej z wielką wyprawą. 
Mi wystarczy rower i trochę wolnego czasu. Pogoda też się przyda 😉
I tak oto wczoraj wybrałam się do Krzeszowic. Można tam dojechać DK79, ale co to za przyjemność jechać zakurzonym asfaltem wdychając spaliny?
No właśnie, żadna!
Zatem wybrałam genialną trasę przez Puszczę Dulowską 🙂

Przyjemnym, niebieskim szlakiem jedziemy z Trzebini do Rudna, a potem do Krzeszowic . Przed miejscem docelowym jest jeszcze niewielka wioska Tenczynek. Tam też jest niewielki staw Staw Wroński - wiele lat temu należał on do mojego pradziadka. Na mocy jakiś tam przepisów staw został odebrany mojej rodzinie i tak zostało. Nikt się o niego nie upomina. Może dobrze, może nie.
W każdym razie, uwielbiam tam jeździć, siadać na brzegu i gapić się w wodę 🙂



Mogłabym siedzieć tak godzinami patrząc przed siebie. Ale jeszcze przyjemniejsze jest czytanie ciekawej książki na brzegu spokojnego stawu, który leciutko tuli ucho subtelnym szumem. 

W drodze powrotnej upatrzylam ..... (dla większości "starą ruderę") .... stary dom z charakterystyczną drewnianą werandą. Domek jest porządnie nadgryziony przez ząb czasu, ale ciekawa jestem jego historii i żałuję, że nie mogłam Nikogo zapytać .

Ale foteczka must be 😉

Kolejne 60 km za mną. 

😘

niedziela, 9 czerwca 2019

Literatura 🙂

Uwielbiam czytać, aczkolwiek gazety i instrukcje omijam szeeeroookim łukiem 😉
Moja miłość do książek zaczęła się bardzo tradycyjnie, a więc od książki "Dzieci z Bullerbyn". Potem była "Ania z Zielonego Wzgórza". Jako nastolatka przeczytałam kilka razy powieść Jane Austen "Duma i uprzedzenie". I dziś, kiedy mam chandrę, czytam tą powieść po raz.....hmmm....straciłam rachubę 😉



Mam kilka swoich ulubionych autorów/autorek.
Moja skromna lista:
Agnieszka Krawczyk, Katarzyna Michalak, Tadeusz Biedzki, Jane Austen, Philipa Gregory, Tanya Valko, Guillaume Musso, Elżbieta Herezińska.
 Bardzo Ich lubię.
To nie oznacza jednak, że nie sięgam po innych autorów.
Ale o tym, innym razem 😉





Cyrk 😍

Wczoraj pisałam o cyrku i wspomniałam o moim, na obecną chwilę, ulubionym Cyrku Humberto :-)


Poniżej jest recenzja mojego autorstwa, która jest również opublikowana na blogu innego miłośnika cyrku, Bartosza. Przy okazji zachęcam do zajrzenia tam - jest wiele ciekawych informacji, inne recenzje, wiele zdjęć i wywiadów z Artystami, itp. (mscyrku.blogspot.com).

Jakby wkraczali w świat baśni pod osłoną gwiazd”.

Zwyczajnie niezwyczajna niedziela, bo 26 maja, a więc Dzień Matki. Piękny dzień. Można go świętować na różne sposoby. Ja wybrałam dość nietypowy – wybrałam się do Czech do miejscowości Frydek Mistek – zaledwie trzydzieści kilka kilometrów od polskiej granicy. A tam, na dużym placu stoi duży, czerwono – żółty namiot, który należy do Cyrku Humberto. Samochody i przyczepy kempingowe ułożone w kształcie prostokąta, a w samym środku tej układanki, główny „bohater” tego miasteczka, czyli namiot cyrkowy.
Podchodzę do kasy, która króluje na samym przodzie i kupuję bilety na program. W kasie jest starsza, urocza Pani, która zaprasza Nas do obejrzenia zwierząt, które mieszkają w cyrku. Wyznaczoną ścieżką idę w kierunku słoni, które widać już z daleka. Dwa, ogromne, ciemnoszare zwierzaki obracają się, jakby słyszały szelest trawy i ochoczo podchodzą do ogrodzenia. Mam wrażenie, że pozdrawiają nas trąbami, lub czekają na smakołyk.....niestety, nie przygotowałam się na taką okoliczność i mogę im tylko powiedzieć kilka miłych słów. Troszkę żal rozstać się z pięknymi słoniami, ale czekają inne zwierzęta. Kilka kroków dalej, jest miejsce, gdzie są lamy, konie, wielbłądy, kozy i osiołek. Kilka z nich wygrzewa się w słonku na zewnątrz leniwe skubiąc trawę. Pozostałe zaś są w stajni w towarzystwie dwóch pracowników i jedzą. Biały koń na nasz widok uśmiecha się niemal dookoła głowy. Wygląda to bardzo zabawnie. Kolejnym „przystankiem” jest miejsce, gdzie są lwy. Niektóre kociaki śpią, inne odpoczywają i raz po raz łypią na nas okiem. Obok lwów są trzy niedźwiedzie – dwa dorosłe, jeden misio – dzieciak. Te futrzaki też korzystają ze słonka i łapią opaleniznę. Pod koniec wycieczki po zwierzyńcu, spotykamy grupę ślicznych pudli w różnych kolorach. Po krótkim zachwycie opuszczamy cichutkie miasteczko cyrkowe.

Dochodzi godzina 15.30 kiedy po raz kolejny podjeżdżamy pod cyrk. Przy wejściu jest już trochę ludzi. Obsługa zaczyna wpuszczać gości do środka i ja też trafiam pod namiot. Mijam wąskie przejście, gdzie ustawione są już stoiska do sprzedaży popcornu i waty cukrowej i kilka kroków dalej jestem już w samym środku tego miejsca, gdzie wszystko staje się możliwe, tylko trzeba w to wierzyć. W tle leci muzyka z filmu „The Greatest Show”, co sprawia, że ciarki chodzą mi po plecach, a wyobraźnia „rozwija skrzydła”. Rozglądam się dookoła, zachwycając się kawałek po kawałku cyrkiem wewnątrz, gdzie króluje krwistoczerwony kolor, gdzieniegdzie przeplatany dodatkami w kolorze srebrnym i żółtym. Kopuła namiotu usłana jest drobno gwiazdkami, których urok dopełniają „tańczące” światła w różnych odcieniach. Loże oddzielone od areny gustownie przystrojonymi bandami coraz bardziej wypełniają się przybyłymi gośćmi. Również sektory są coraz bardziej zatłoczone. Panuje lekki chaos wśród widzów, którzy szukają najlepszych miejsc i przemieszczają się z miejsca na miejsce. Między przybyłymi miłośnikami cyrku krąży dziewczyna w przepięknym ubraniu i sprzedaje cyrkowe gadgety dla dzieci i program Cyrku Humberto. Oprócz niej są jeszcze pracownicy cyrku, którzy pilnują porządku przy zajmowaniu miejsc w lożach. Wszystko działa sprawnie i w bardzo miłej atmosferze.
Wybija godzina 16.00. Cicha muzyka milknie, światła bledną, robi się tajemniczo i każdy wyczekuje, co się teraz wydarzy. Na arenę wkracza pan Hynek Navratil i zaprasza wszystkich na program. Kiedy On usuwa się z pierwszego planu w tył, na jego miejsce pojawia się młody chłopak, który, przy delikatnie brzmiącej muzyce, w przepiękny sposób, „otwiera drzwi” do kolejnego etapu tego, jakże przecudnego spektaklu.
Po tym wstępie, przychodzi czas na występ pierwszej Artystki. Jest nią Alexandra Rizaeva z Rosji. Prezentuje ona akrobacje na maszcie – ciekawy, naprawdę ładny występ, który ogląda się z wielką przyjemnością. Jedynie, czego mi tam brakowało, to typowy, cyrkowy kostium, który jest wizytówką każdej Artystki. Alexandra wystąpiła w czarnej bluzce i ciemnych jeansach i to, niestety, odebrało finezji temu występowi. Kolejnym Artystą był Hynek Navratil Jr i jego fenomenalny pokaz ekwilibrystyki. Ta precyzja, to skupienie, ta radość bycia na arenie i niezwykłe umiejętności oczarowały nie tylko mnie. Majstersztyk! Następnie na scenie pojawia się Hynek Navratil Senior ze swoimi kochanymi i ślicznymi pudlami. Pieski zaprezentowały swoje wdzięki i zdolności, pobiegały, rozbawiły nieco publiczność i ustąpiły miejsca Artystce z Wielkiej Brytani. Antonia Cawley, bo tak Jej na imię, popisała się żonglerką kapeluszami. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Było ciekawie, inaczej troszkę, co nie znaczy źle. Dwa razy, co prawda, spadły jej te kapelusze, ale nie przeszkadzało mi to. Zdarza się. Występ był tak miły, że ten mały błąd w ogóle nie miał znaczenia. Były już pieski, więc teraz przyszedł czas na nieco większe pupile i dlatego też na arenie pojawiły się najpierw wielbłądy. Urocze stworzenia majestatycznie kroczyły, raz wolniej, raz szybciej, po arenie robiąc bardzo nieznaczne „sztuczki”, które uprzyjemniły tylko ich występ. Jedna wielbłądzica nie omieszkała ukraść nam popcorn, co rozbawiło wszystkich, którzy mieli okazję to zobaczyć. Kolejno na arenę wkroczyły konie i zebry. Równie miło oglądało się te zwierzaki, które cudnie prezentowały się na bajecznie oświetlonej arenie. Po ich występie przyszedł czas na słonie – Sharon i Baby. Ogromne, ciemnoszare stworzenia wkroczyły na arenę tak lekko, jakby były uszyte z pluszu. Towarzyszył im Amedeo Folco z Włoch. I w tym momencie zaczął się przepiękny pokaz. Amedeo krążył między słoniami, a one z gracją i uroczą pewnością siebie prezentowały się gościom przybyłym pod namiot. Wydaje się to wprost niewiarygodne, że tak wielkie zwierzęta mogą z taką zwiewnością stąpać po arenie. Urzekła mnie ta więź, jaka była wyczuwalna między Artystą z Włoch, a jego przyjaciółmi słoniami. Tym wspaniałym występem zakończyła się pierwsza część programu.



Kilkunastominutowa przerwa dała okazję do zakupu przekąsek, napojów, a także do zrobienia zdjęć z Sharon i Baby. Nie omieszkałam nie skorzystać z okazji, aby w mojej kolekcji znalazła się fotka z takimi „osobistościami” cyrku. Wrażenie, jakie człowiek odczuwa stając niemal oko w ….. nogę słonia, jest nie do opisania. Na co dzień nie mamy okazji spotkać tak niezwykłych zwierząt, które okazały się bardzo przyjazne, a to oznacza, że nie traktują ludzi, jako swoich oprawców. Resztę przerwy spędziłam przyglądają się pracownikom cyrku, jak sprytnie układają zabezpieczenia niezbędne do rozpoczęcia drugiej części programu.

Nadchodzi czas, gdy ludzie powoli wracają pod namiot, a arena jest gotowa na ciąg dalszy spektaklu. Zaczyna się. Na arenę wkraczają lwy – jeden za drugim, powoli, ale pewnie. Zajmują swoje miejsca (wcześniej przygotowane „stołeczki”) i wypatrują swojego tresera – choć tu lepiej brzmi słowo – przyjaciela. Tym Kimś jest, wspomniany wcześniej, Hynek Navratil Jr. Są już w komplecie i zaczynają bawić i zadziwiać publiczność. Lwy z dumnie uniesionymi głowami, lwice z kobiecą gracją czarują publikę. Wśród tych dzikich kotów są dwie młodziutkie lwie dziewczynki – Athena i Helena. Obie są cudowne, ale Helena jest zdecydowanie bardziej niesforna i drażni się z Hynkiem niemal cały występ. Dzidzia Helena z cała pewnością zdobyła serca wszystkich obecnych tego dnia pod namiotem. Jakby świadoma swojej niezwykłości, bezczelnie ogląda się naokoło, sprawdzając zapewne, czy każdy widzi, jaka dziś jest niegrzeczna i dowcipna, a co za tym idzie, przeurocza. Po długim przedstawieniu nadchodzi czas, kiedy dzikie koty muszą opuścić arenę. Wielka szkoda, bo z cała pewnością, był to najlepszy punkt programu. Dodam jeszcze, że lwica, która była ostatnia w kolejce do wyjścia, nie ruszyła się z miejsca, dopóki nie dostała buziaka i przytulasa od Hynka. Kiedy arena znowu była pusta, na plawicie pojawił się duet – Antonia i David z Czech, którzy zaprezentowali niezwykle przyjemny pokaz magii. David był głównym „czarodziejem”, a Antonia dzielnie mu towarzyszyła ubrana co rusz w nowy, śliczny kostium. Żałuję tylko, że ich show był taki krótki. Po emocjach związanych ze zwierzętami i czarami przychodzi kolej na pokaz akrobatyki w wykonaniu Alexandry Sazonovej z Uzbekistanu. Młoda dziewczyna i trapez kołowy. Było ciekawie, perfekcyjnie i bardzo miło. Cały pokaz idealnie dopasowany do muzyki. Ale i tutaj ponownie muszę wspomnieć o kostiumie – było smutno, bez efektu wow. Zdecydowanie przyjemniej jest, gdy Artystka swój perfekcjonizm i artyzm „ubierze” w subtelny, ale piękny kostium. Kiedy Alexandra wróciła za kurtynę, jej miejsce zajął niedźwiedź. Świetny misio i Hynko Jr bawili się razem na arenie jak dobrzy koledzy. Było kilka sztuczek, ale wszystko w granicach rozsądku. Niedźwiedź nie odstępował swojego tresera/przyjaciela na krok i widać było tą przyjaźń i zaufanie między nimi. Następnie na arenę wyszedł Ludwig i ponownie widziałam genialny występ. Artysta zaprezentował antypody i było spektakularnie. Swoboda, precyzja, opanowanie. Duma połączona z radością, która malowała się na twarzy Artysty po udanym występie dopełniła jego pokaz i z całą pewnością należał on do jednych z trzech najlepszych punktów tego programu. Ostatnimi Artystami byli Mesa Brothers z Kolumbii, którzy wystąpili na wysokiej linii poziomej. Ich pokaz był bardzo profesjonalny, ale nie na tyle ciekawy, aby mnie zachwycił. Jednak nie zmienia to faktu, że Artyści zaprezentowali klasę, talent i precyzję.
Jak w każdym cyrku, tak i w tym, musi być Klaun. W Cyrku Humberto tą zaszczytną „rolę” pełnił Steven Munoz z Portugalii. Klaun Steven miał kilka repryz i jedno entree. I repryzy i entree były nawet śmieszne, ale nie zachwyciły. Przynajmniej mnie. Nie umiem wytłumaczyć, czy Steven jeszcze nie jest zbyt dobry w swojej profesji, czy ja jestem zbyt wymagająca. Może to wynikać z faktu, że widziałam na arenie genialnego Komika Cyrkowego i, jak już gdzieś kiedyś wspomniałam, wysoko zawiesił poprzeczkę kolegom po fachu.
Nie mogę zapomnieć i nie wspomnieć o pracownikach technicznych w Cyrku Humberto, którzy zachwycili mnie swoim pełnym zaangażowaniem w swoją pracę, sprytem, szybkością i genialną współpracą.



Kiedy program dobiegł końca na arenę wyszli wszyscy Artyści. Pierwszy wkroczył Hynek Navratil Jr ubrany w czerwony, dopasowany frak, pasujące kolorystycznie spodnie, czarne buty i cylinder. Po króciutkiej chwili dołączyli do Niego pozostali Artyści. Wszystko to w rytm piosenki „This is me”. Szalejące światła, prześlicznie ubrani i uśmiechnięci Artyści falujący do muzyki, oklaski. Oczarowana tym wszystkim poczułam łzy na policzkach. Otarłam szybko „dowody” mojego wzruszenia. Niepotrzebnie. W ułamek sekundy byłam już zalana łzami. Emocje. Było mi teraz wszystko jedno, czy Ktoś to zobaczy. Podobało mi się. Szalenie mi się podobało. Płakałam, bo było przepięknie, bo nadszedł koniec i musiałam opuścić Świat, w którym wszystko jest możliwe...

Ale ja tam wrócę...!!

sobota, 8 czerwca 2019

Oto jestem!
Nareszcie :-) Chyba udało mi się stworzyć mojego pierwszego bloga i mam zamiar regularnie tu zaglądać i pisać, pisać i pisać. A o czym?
O cyrku! O książkach! O podróżach - tych małych i tych większych.

Dlaczego cyrk?
No, właśnie, dlaczego?
Nie wiem. Zwyczajnie, nie znam na to pytanie odpowiedzi.
Kilka miesięcy temu trafiłam, przez kompletnie niewytłumaczalny przypadek, do jednego z największych polskich cyrków i wróciłam "innym" człowiekiem. Cyrk rzucił na mnie urok. I tak zostało :-) Magia tego miejsca wciągnęła mnie całkowicie. I postaram się zaczarować Każdego, Kto stanie mi na drodze ;-)
Przez ostatnie miesiące byłam 9 razy w cyrku.
Ale muszę tutaj przyznać, że jest jeden cyrk, który na dzień dzisiejszy, zajmuje pierwsze miejsce w moim sercu - i jest to czeski Cyrk Humberto :-)

Circus Humberto - Ołomuniec, Czechy

I tak oto, pierwszy post mam za sobą. Spodobało mi się :-) A co za tym idzie - na jednym się nie skończy ;-) 
Bye, Bye