Cyrk 😍
Wczoraj pisałam o cyrku i wspomniałam o moim, na obecną chwilę, ulubionym Cyrku Humberto :-)
Poniżej jest recenzja mojego autorstwa, która jest również opublikowana na blogu innego miłośnika cyrku, Bartosza. Przy okazji zachęcam do zajrzenia tam - jest wiele ciekawych informacji, inne recenzje, wiele zdjęć i wywiadów z Artystami, itp. (mscyrku.blogspot.com).
„Jakby
wkraczali w świat baśni pod osłoną gwiazd”.
Zwyczajnie
niezwyczajna niedziela, bo 26 maja, a więc Dzień Matki. Piękny
dzień. Można go świętować na różne sposoby. Ja wybrałam dość
nietypowy – wybrałam się do Czech do miejscowości Frydek Mistek
– zaledwie trzydzieści kilka kilometrów od polskiej granicy. A
tam, na dużym placu stoi duży, czerwono – żółty namiot, który
należy do Cyrku Humberto. Samochody i przyczepy kempingowe ułożone
w kształcie prostokąta, a w samym środku tej układanki, główny
„bohater” tego miasteczka, czyli namiot cyrkowy.
Podchodzę
do kasy, która króluje na samym przodzie i kupuję bilety na
program. W kasie jest starsza, urocza Pani, która zaprasza Nas do
obejrzenia zwierząt, które mieszkają w cyrku. Wyznaczoną ścieżką
idę w kierunku słoni, które widać już z daleka. Dwa, ogromne,
ciemnoszare zwierzaki obracają się, jakby słyszały szelest trawy
i ochoczo podchodzą do ogrodzenia. Mam wrażenie, że pozdrawiają
nas trąbami, lub czekają na smakołyk.....niestety, nie
przygotowałam się na taką okoliczność i mogę im tylko
powiedzieć kilka miłych słów. Troszkę żal rozstać się z
pięknymi słoniami, ale czekają inne zwierzęta. Kilka kroków
dalej, jest miejsce, gdzie są lamy, konie, wielbłądy, kozy i
osiołek. Kilka z nich wygrzewa się w słonku na zewnątrz leniwe
skubiąc trawę. Pozostałe zaś są w stajni w towarzystwie dwóch
pracowników i jedzą. Biały koń na nasz widok uśmiecha się
niemal dookoła głowy. Wygląda to bardzo zabawnie. Kolejnym
„przystankiem” jest miejsce, gdzie są lwy. Niektóre kociaki
śpią, inne odpoczywają i raz po raz łypią na nas okiem. Obok
lwów są trzy niedźwiedzie – dwa dorosłe, jeden misio –
dzieciak. Te futrzaki też korzystają ze słonka i łapią
opaleniznę. Pod koniec wycieczki po zwierzyńcu, spotykamy grupę
ślicznych pudli w różnych kolorach. Po krótkim zachwycie
opuszczamy cichutkie miasteczko cyrkowe.
Dochodzi
godzina 15.30 kiedy po raz kolejny podjeżdżamy pod cyrk. Przy
wejściu jest już trochę ludzi. Obsługa zaczyna wpuszczać gości
do środka i ja też trafiam pod namiot. Mijam wąskie przejście,
gdzie ustawione są już stoiska do sprzedaży popcornu i waty
cukrowej i kilka kroków dalej jestem już w samym środku tego
miejsca, gdzie wszystko staje się możliwe, tylko trzeba w to
wierzyć. W tle leci muzyka z filmu „The Greatest Show”, co
sprawia, że ciarki chodzą mi po plecach, a wyobraźnia „rozwija
skrzydła”. Rozglądam się dookoła, zachwycając się kawałek po
kawałku cyrkiem wewnątrz, gdzie króluje krwistoczerwony kolor,
gdzieniegdzie przeplatany dodatkami w kolorze srebrnym i żółtym.
Kopuła namiotu usłana jest drobno gwiazdkami, których urok
dopełniają „tańczące” światła w różnych odcieniach. Loże
oddzielone od areny gustownie przystrojonymi bandami coraz bardziej
wypełniają się przybyłymi gośćmi. Również sektory są coraz
bardziej zatłoczone. Panuje lekki chaos wśród widzów, którzy
szukają najlepszych miejsc i przemieszczają się z miejsca na
miejsce. Między przybyłymi miłośnikami cyrku krąży dziewczyna w
przepięknym ubraniu i sprzedaje cyrkowe gadgety dla dzieci i program
Cyrku Humberto. Oprócz niej są jeszcze pracownicy cyrku, którzy
pilnują porządku przy zajmowaniu miejsc w lożach. Wszystko działa
sprawnie i w bardzo miłej atmosferze.
Wybija
godzina 16.00. Cicha muzyka milknie, światła bledną, robi się
tajemniczo i każdy wyczekuje, co się teraz wydarzy. Na arenę
wkracza pan Hynek Navratil i zaprasza wszystkich na program. Kiedy On
usuwa się z pierwszego planu w tył, na jego miejsce pojawia się
młody chłopak, który, przy delikatnie brzmiącej muzyce, w
przepiękny sposób, „otwiera drzwi” do kolejnego etapu tego,
jakże przecudnego spektaklu.
Po
tym wstępie, przychodzi czas na występ pierwszej Artystki. Jest nią
Alexandra Rizaeva z Rosji. Prezentuje ona akrobacje na maszcie –
ciekawy, naprawdę ładny występ, który ogląda się z wielką
przyjemnością. Jedynie, czego mi tam brakowało, to typowy, cyrkowy
kostium, który jest wizytówką każdej Artystki. Alexandra
wystąpiła w czarnej bluzce i ciemnych jeansach i to, niestety,
odebrało finezji temu występowi. Kolejnym Artystą był Hynek
Navratil Jr i jego fenomenalny pokaz ekwilibrystyki. Ta precyzja, to
skupienie, ta radość bycia na arenie i niezwykłe umiejętności
oczarowały nie tylko mnie. Majstersztyk! Następnie na scenie
pojawia się Hynek Navratil Senior ze swoimi kochanymi i ślicznymi
pudlami. Pieski zaprezentowały swoje wdzięki i zdolności,
pobiegały, rozbawiły nieco publiczność i ustąpiły miejsca
Artystce z Wielkiej Brytani. Antonia Cawley, bo tak Jej na imię,
popisała się żonglerką kapeluszami. Czegoś takiego jeszcze nie
widziałam. Było ciekawie, inaczej troszkę, co nie znaczy źle. Dwa
razy, co prawda, spadły jej te kapelusze, ale nie przeszkadzało mi
to. Zdarza się. Występ był tak miły, że ten mały błąd w ogóle
nie miał znaczenia. Były już pieski, więc teraz przyszedł czas
na nieco większe pupile i dlatego też na arenie pojawiły się
najpierw wielbłądy. Urocze stworzenia majestatycznie kroczyły, raz
wolniej, raz szybciej, po arenie robiąc bardzo nieznaczne
„sztuczki”, które uprzyjemniły tylko ich występ. Jedna
wielbłądzica nie omieszkała ukraść nam popcorn, co rozbawiło
wszystkich, którzy mieli okazję to zobaczyć. Kolejno na arenę
wkroczyły konie i zebry. Równie miło oglądało się te zwierzaki,
które cudnie prezentowały się na bajecznie oświetlonej arenie. Po
ich występie przyszedł czas na słonie – Sharon i Baby. Ogromne,
ciemnoszare stworzenia wkroczyły na arenę tak lekko, jakby były
uszyte z pluszu. Towarzyszył im Amedeo Folco z Włoch. I w tym
momencie zaczął się przepiękny pokaz. Amedeo krążył między
słoniami, a one z gracją i uroczą pewnością siebie prezentowały
się gościom przybyłym pod namiot. Wydaje się to wprost
niewiarygodne, że tak wielkie zwierzęta mogą z taką zwiewnością
stąpać po arenie. Urzekła mnie ta więź, jaka była wyczuwalna
między Artystą z Włoch, a jego przyjaciółmi słoniami. Tym
wspaniałym występem zakończyła się pierwsza część programu.
Kilkunastominutowa
przerwa dała okazję do zakupu przekąsek, napojów, a także do
zrobienia zdjęć z Sharon i Baby. Nie omieszkałam nie skorzystać z
okazji, aby w mojej kolekcji znalazła się fotka z takimi
„osobistościami” cyrku. Wrażenie, jakie człowiek odczuwa
stając niemal oko w ….. nogę słonia, jest nie do opisania. Na co
dzień nie mamy okazji spotkać tak niezwykłych zwierząt, które
okazały się bardzo przyjazne, a to oznacza, że nie traktują
ludzi, jako swoich oprawców. Resztę przerwy spędziłam przyglądają
się pracownikom cyrku, jak sprytnie układają zabezpieczenia
niezbędne do rozpoczęcia drugiej części programu.
Nadchodzi
czas, gdy ludzie powoli wracają pod namiot, a arena jest gotowa na
ciąg dalszy spektaklu. Zaczyna się. Na arenę wkraczają lwy –
jeden za drugim, powoli, ale pewnie. Zajmują swoje miejsca
(wcześniej przygotowane „stołeczki”) i wypatrują swojego
tresera – choć tu lepiej brzmi słowo – przyjaciela. Tym Kimś
jest, wspomniany wcześniej, Hynek Navratil Jr. Są już w komplecie
i zaczynają bawić i zadziwiać publiczność. Lwy z dumnie
uniesionymi głowami, lwice z kobiecą gracją czarują publikę.
Wśród tych dzikich kotów są dwie młodziutkie lwie dziewczynki –
Athena i Helena. Obie są cudowne, ale Helena jest zdecydowanie
bardziej niesforna i drażni się z Hynkiem niemal cały występ.
Dzidzia Helena z cała pewnością zdobyła serca wszystkich obecnych
tego dnia pod namiotem. Jakby świadoma swojej niezwykłości,
bezczelnie ogląda się naokoło, sprawdzając zapewne, czy każdy
widzi, jaka dziś jest niegrzeczna i dowcipna, a co za tym idzie,
przeurocza. Po długim przedstawieniu nadchodzi czas, kiedy dzikie
koty muszą opuścić arenę. Wielka szkoda, bo z cała pewnością,
był to najlepszy punkt programu. Dodam jeszcze, że lwica, która
była ostatnia w kolejce do wyjścia, nie ruszyła się z miejsca,
dopóki nie dostała buziaka i przytulasa od Hynka. Kiedy arena znowu
była pusta, na plawicie pojawił się duet – Antonia i David z
Czech, którzy zaprezentowali niezwykle przyjemny pokaz magii. David
był głównym „czarodziejem”, a Antonia dzielnie mu towarzyszyła
ubrana co rusz w nowy, śliczny kostium. Żałuję tylko, że ich
show był taki krótki. Po emocjach związanych ze zwierzętami i
czarami przychodzi kolej na pokaz akrobatyki w wykonaniu Alexandry
Sazonovej z Uzbekistanu. Młoda dziewczyna i trapez kołowy. Było
ciekawie, perfekcyjnie i bardzo miło. Cały pokaz idealnie
dopasowany do muzyki. Ale i tutaj ponownie muszę wspomnieć o
kostiumie – było smutno, bez efektu wow. Zdecydowanie przyjemniej
jest, gdy Artystka swój perfekcjonizm i artyzm „ubierze” w
subtelny, ale piękny kostium. Kiedy Alexandra wróciła za kurtynę,
jej miejsce zajął niedźwiedź. Świetny misio i Hynko Jr bawili
się razem na arenie jak dobrzy koledzy. Było kilka sztuczek, ale
wszystko w granicach rozsądku. Niedźwiedź nie odstępował swojego
tresera/przyjaciela na krok i widać było tą przyjaźń i zaufanie
między nimi. Następnie na arenę wyszedł Ludwig i ponownie
widziałam genialny występ. Artysta zaprezentował antypody i było
spektakularnie. Swoboda, precyzja, opanowanie. Duma połączona z
radością, która malowała się na twarzy Artysty po udanym
występie dopełniła jego pokaz i z całą pewnością należał on
do jednych z trzech najlepszych punktów tego programu. Ostatnimi
Artystami byli Mesa Brothers z Kolumbii, którzy wystąpili na
wysokiej linii poziomej. Ich pokaz był bardzo profesjonalny, ale nie
na tyle ciekawy, aby mnie zachwycił. Jednak nie zmienia to faktu,
że Artyści zaprezentowali klasę, talent i precyzję.
Jak
w każdym cyrku, tak i w tym, musi być Klaun. W Cyrku Humberto tą
zaszczytną „rolę” pełnił Steven Munoz z Portugalii. Klaun
Steven miał kilka repryz i jedno entree. I repryzy i entree były
nawet śmieszne, ale nie zachwyciły. Przynajmniej mnie. Nie umiem
wytłumaczyć, czy Steven jeszcze nie jest zbyt dobry w swojej
profesji, czy ja jestem zbyt wymagająca. Może to wynikać z faktu,
że widziałam na arenie genialnego Komika Cyrkowego i, jak już
gdzieś kiedyś wspomniałam, wysoko zawiesił poprzeczkę kolegom po
fachu.
Nie
mogę zapomnieć i nie wspomnieć o pracownikach technicznych w Cyrku
Humberto, którzy zachwycili mnie swoim pełnym zaangażowaniem w
swoją pracę, sprytem, szybkością i genialną współpracą.
Kiedy
program dobiegł końca na arenę wyszli wszyscy Artyści. Pierwszy
wkroczył Hynek Navratil Jr ubrany w czerwony, dopasowany frak,
pasujące kolorystycznie spodnie, czarne buty i cylinder. Po
króciutkiej chwili dołączyli do Niego pozostali Artyści. Wszystko
to w rytm piosenki „This is me”. Szalejące światła,
prześlicznie ubrani i uśmiechnięci Artyści falujący do muzyki,
oklaski. Oczarowana tym wszystkim poczułam łzy na policzkach.
Otarłam szybko „dowody” mojego wzruszenia. Niepotrzebnie. W
ułamek sekundy byłam już zalana łzami. Emocje. Było mi teraz
wszystko jedno, czy Ktoś to zobaczy. Podobało mi się. Szalenie mi
się podobało. Płakałam, bo było przepięknie, bo nadszedł
koniec i musiałam opuścić Świat, w którym wszystko jest
możliwe...
Ale
ja tam wrócę...!!